PolemikiZdrowie

Covid zamordował grypę!

14 Mins read

To był mord ze szczególnym okrucieństwem. Najpierw padały kolejne rekordy 7, 8, 9, 10 tysięcy, potem groźby, że może być nawet 15 i więcej. Mamy 21 tysięcy z ogonem. No, dobrze, ale czego?

Otóż to! Nowy, a już „mój ulubiony” Minister Zdrowia opowiada raz o zakażeniach, innym razem o zachorowaniach, że niby mu się myli, tyle, że to nie żadna pomyłka! To celowe, karalne w polskim prawie, wywoływanie paniki, a ludzie, przede wszystkim osoby starsze, siedząc przed telewizorami są przerażeni. Przeważnie mieszkają sami, do tego właśnie zostali aresztowani przez ulubionego Premiera. Bez żadnych logicznych powodów oraz bez orientacyjnego choćby terminu uwolnienia. To nie popularne „48 godzin”, ale czekanie w takim zawieszeniu na werdykt, którym może okazać się wizyta na OIOM. Przesada? 

Wcale nie. Wystarczy sięgnąć do opracowań naukowych, również polskich autorów, które podkreślają, że strach wywołuje silny stres, osłabiając układ immunologiczny, często dalece bardziej niż jakakolwiek choroba. Polemika w tym zakresie nie ma sensu, bo to wiedza już powszechna. Tymczasem grupa przestępcza, bo jak inaczej określić kogoś, kto doprowadza do bezbronności i śmierci wielu ludzi, szykuje kolejny lockdown. Zrujnowano służbę zdrowia, a w zasadzie jej resztki, niszczone są kolejne branże, a tysiące firm zakończy działalność jeszcze w tym roku. Jaka perspektywa? Bezrobocie, niespłacone kredyty, rozpad więzi społecznych, fala samobójstw itd.

W tej sytuacji warto pochylić się nad tym, co rzeczywiście pokazują „badania”, na których opierają się kolejne doniesienia medialne. Minister z Premierem do spółki, często też wspierani dodatkowo przez różnych „specjalistów” plotą bzdury i straszą, a przecież te „przerażające” dane, to nie żadna liczba zachorowań, ani nawet zakażeń, ale jedynie LICZBA DODATNICH TESTÓW PCR.  Dziś wiemy z całą pewnością, że te testy to wielkie oszustwo! Nie wiemy jednak, dlaczego Rząd udaje, że jest inaczej. 

Zacznijmy kolejny raz od początku, bo choć starałem się to wytłumaczyć wielokrotnie, należy mówić o faktach bez końca. Kropla drąży skałę, więc może przebije się to do świadomości czytelników:

Kwestia pierwsza – metoda PCR, czyli reakcji łańcuchowej polimerazy, której twórcą jest Kary Mullis, uhonorowany zresztą za to odkrycie nagrodą Nobla, nigdy i pod żadnym pozorem NIE MOŻE BYĆ WYKORZYSTANA DO CELÓW DIAGNOSTYCZNYCH. Mówił o tym nie tylko sam twórca, ale nawet, (czasem jeszcze do tej pory) wyraźnie napisane było to na opakowaniach samych testów. Co więcej? Pan profesor Christian Drosten z berlińskiej kliniki Charite, który promował test PCR i od którego WHO przyjęła go w styczniu tego roku jedynie na podstawie symulacji komputerowej (wirus Sars-Cov-2 nie był jeszcze wyizolowany), w 2014 roku mówił w jednym z wywiadów prasowych, że test jest nadmiernie czuły i jest w stanie wykryć, nawet po kilku dniach, pojedynczą molekułę RNA wirusa, który nie spowodował zakażenia! Odnosił się wtedy do „pandemii testów PCR”, która wystąpiła w związku z wirusem MERS w Arabii Saudyjskiej w 2003 roku. Nie od dziś naukowcy z Niemiec, Włoch, USA, Polski i Holandii, mówią coraz głośniej: Te testy mogą dawać wyniki fałszywie dodatnie nie tylko w 80%, jak twierdził dr Stefano Montanari w kwietniu, ale w od 89 do 94% badań! Czy tak powinno wyglądać wiarygodne narzędzie diagnostyczne? Trzeba z całą mocą dodać jeszcze, że ten test NIE PRZESZEDŁ WALIDACJI, która jest wymagana, aby można było uznać go za jakkolwiek wiarygodny i dopuścić do szerokiego obrotu. Nic takiego się nie stało. Wystarczyła opinia WHO, nie poparta NICZYM!

Kwestia druga – PCR, czy jak się obecnie stosuje częściej RT-PCR, nie daje żadnej informacji na przykład o ilości materiału, który wystarczyłby do zakażenia przez nosiciela jakiejkolwiek innej osoby. Jako, że wykrywa on cząstki bez rozróżnienia (co jest elementem kluczowym), czy są one aktywne, czy też nie, może równie dobrze wykryć fragment RNA, który nie jest w stanie spowodować zakażenia samego nosiciela, lub jest pozostałością, na przykład po przebytej grypie.

Kwestia trzecia – zakażenie, a w tym wypadku lepiej napisać – nosicielstwo, gdyż jak powiedział sam profesor Drosten, do zakażenia nosiciela wcale dojść nie musiało, nie zawsze spowoduje zachorowanie. Dokładniej rzecz ujmując, zachoruje jedynie od 5 do 20% zakażonych. Widzimy różnicę?

Kwestia czwarta – jeśli już nawet ktoś zachoruje, to w ponad 80% nie będzie miał objawów, na które zwróciłby uwagę, lub będą to objawy tak lekkie, jak np. katar, czy krótkotrwały ból gardła. Ale przecież, co niezwykle istotne, TYLKO osoby z objawami mogą rozsiewać wirusa, o czym powiedział w tym wywiadzie dr Anthony Fauci, doradca prezydenta Trumpa, wielki admirator WHO i szczepionki na Covid-19.

Kwestia piąta – jeżeli wystąpią nawet objawy poważniejsze, to tylko kilka procent chorych będzie w ogóle wymagała hospitalizacji, chociaż należy podkreślić, że bardzo wielu lekarzy – np. fachowcy z pierwszej linii walki z Covid-19 w USA na stronach America’s Frontline Doctors (konferencję prasową z polskim lektorem można zobaczyć tutaj), ale i lekarze włoscy, mówią wprost, że Covid-19, to choroba, którą można leczyć w domu, nawet w zaawansowanych stanach. Sam mechanizm występującej często duszności został rozpoznany już  pod koniec marca tego roku i dokładnie wiadomo, że zestaw kilku leków, które są przez medyków wymieniane najczęściej, takich jak – heparyna, hydroxychlorochina, kortyzol, wodorowęglan sodu oraz kilka innych preparatów, w tym także polski Arechin działa bardzo dobrze i pacjenci, nawet w wieku powyżej 90 lat wychodzą z tego bez szwanku, o ile nie mieli poważnych chorób współistniejących. W cytowanej wyżej konferencji, jedna z lekarek mówi o ponad swoich 350 „covidowych” pacjentach, w większości mocno posuniętych już w latach, z których NIKT nie umarł!

Skąd zatem cała ta histeria? Czemu nagle otwiera się polowe szpitale, jak ten na Narodowym? Z jakiego powodu codziennie umiera coraz więcej ludzi, ostatnio kilkuset pacjentów? 

Może najpierw cofnijmy się i zadajmy inne pytanie: Gdzie są sekcje zwłok zmarłych na Covid-19 pacjentów? Gdzie można znaleźć opublikowane, dokładne statystyki, o które pytał już w maju profesor Ryszard Rutkowski?! Jaki jest dowód, że stwierdzony został w 100%  choćby JEDEN zgon na Covid-19? Czy koronawirusa stwierdzano u pacjentów wyłącznie w noso-gardle, czy także w drzewie oskrzelowym? Podobnych pytań zadał więcej.

Co za herezja! – krzyknie ktoś – Przecież aż taka mistyfikacja nie byłaby możliwa! Czyżby? W takim razie czemu okazała się możliwa w Nowym Jorku, albo w Bergamo? Gdzie są obecnie te ciała „grzebane” pospiesznie na stadionach? No i gdzie te tysiące ofiar z ciężarówek pełnych trumien we Włoszech? Wszystkie zostały spalone? A to ciekawe? Czy wtedy szpitale nie wyglądały podobnie do tych dziś? Czy nie świeciły pustkami, jako że nie wykonywało się i do tej pory nie wykonuje się w nich od miesięcy prawie żadnych planowych zabiegów? Czy nie zastosowano dokładnie takich samych mechanizmów – czyli wszystkich pakujemy na zakaźny, a potem krzyczymy, że miejsc już brakuje i jest tragedia?! 

Niektórym, jak się okazało, ten modus operandi uratował życie, bo przecież mogli umrzeć dużo wcześniej, czy to z powodu komplikacji w trakcie zabiegu, czy złapania innej infekcji, o które w szpitalu nie trudno. Jednak wielu zmarło, a kolejne tysiące oczekujących na litość pacjentów zakończą życie wcześniej, dokładnie z powodu braku diagnostyki i leczenia. Tego jesteśmy całkiem pewni, bo mówią o tym dane i onkolodzy, ale przecież także kardiolodzy, czy lekarze innych specjalności. Co do fałszywych informacji serwowanych nam w mediach proponuję zobaczyć jak to się robiło w USA, czy we Włoszech. Ten sam obiekt pokazywano raz, jako szpital w Nowym Jorku, a innym razem, jako placówkę służby zdrowia w Italii. Dlaczego?

A po co zastosowano PCR, czy obecnie RT-PCR, jako „przyspieszoną” formę diagnozy? Jeden z czterech niemieckich prawników – Reiner Fuellmitch, którzy weszli w skład pozaparlamentarnego zespołu(ACU) w Niemczech, komisji badającej nadużycia rządu i wszelkich służb w związku z Covid-19, w swym oświadczeniu opartym na już uzyskanych wynikach, podał informacje dotyczącą właśnie rzeczonych „testów” PCR (cudzysłów nie przypadkowy) oraz zaleceń w jaki sposób mają być one przeprowadzane. Ten krótki materiał pokazuje dość dokładnie czemu to ma służyć. To nagranie do obowiązkowego obejrzenia. 

Mistyfikacja się nie kończy!

Pójdźmy dalej. Po co otwierany jest szpital na Narodowym, skoro stoi pusty Szpital Południowy, gotowy do przejęcia funkcji dużego oddziału zakaźnego, po ewentualnych adaptacjach i dołożeniu sprzętu? Czy to ambicja, że skoro był tu już basen, tor żużlowy i sala koncertowa, może być też i szpital? W dodatku to obiekt kompletnie nie nadający się do tego celu i wyjątkowo drogi. Starczy powiedzieć, że  na przykład roczny wynajem jednej tylko loży stanowi koszt od 130 do 280 tyś. zł. Wynajem całego obiektu na szczyt NATO w 2016 roku kosztował 26 mln złotych. W takim razie ile milionów, bez oczywistych kosztów adaptacji i sprzętu, musiał zapłacić Rząd za ten „dziwny” kaprys? Ależ nie! To nie jakaś fanaberia, lecz element znacznie większej układanki. Zastanów się, co sobie pomyśli ktoś, nie znający kompletnie realiów, kto naprawdę uwierzył w przekazy medialne i przyjął za prawdę komunikaty o liczbie dodatnich testów, uznając, że chodzi o zachorowania? Czyż nie będzie przekonany, że dzieje się coś złego? A gdy usłyszy, że właśnie zmarło ponad 220 osób, czy ma prawo być przerażony? Tyle, że to nie wystarczy! Należy go wystraszyć znacznie mocniej. Zwykły komunikat, że gdzieś tam, jakiś kolejny szpital jest przygotowywany na wszelki wypadek, nikogo nie poruszy. Ale Stadion Narodowy, owszem! Bo, jeśli Rząd sięgnął aż po tak ogromny obiekt, to widać nieszczęście, które nas dotknęło musi być wielkie. I ono jest olbrzymie! Tyle tylko, że owym nieszczęściem okazuje właśnie obecna władza, sprzedajni politycy i ich akolici, ale z całą pewnością nie żaden Covid-19. On akurat ma z tym wspólnego jedynie to, że został wykorzystany instrumentalnie. Podobnie, jak instrumentalnie zostają wykorzystani teraz obywatele, a ściślej kolejne grupy społeczne i branże. To bezsensowne wydawanie publicznych pieniędzy wcale się nie skończy, bo problemem będzie także personel, nie dlatego, że nie można obsadzić jednego szpitala więcej. Gdyby masowo nie wysyłało się medyków na kwarantannę, byłoby to łatwiejsze. Skoro jednak testujemy każdego, kto się pojawi w okolicy, a do 94% wyników tych „testów” z prawdą nic wspólnego nie ma, to wśród wielu, skrzywdzonych pracowników, muszą znaleźć się i lekarze, i pielęgniarki. Sorry, taki mamy klimat – jak powiedziałaby zapewne mistrzyni gatunku…

Popatrzmy na to co nam opowiadają, w świetle faktów. Podobno mamy stały wzrost zakażeń, jak twierdzi pan minister „rosnących wykładniczo”, choć mam wrażenie, że dziwnym trafem w weekendy przyrost jest liniowy, dlaczego? Czyżby mniej testów?  Tak, czy inaczej mamy absolutną pewność, już nie tylko ze Słowacji, Czech, czy Francji oraz od kilku dni, z Wielkiej Brytanii, że żadne obostrzenia w postaci obowiązkowych kagańców NIE DZIAŁAJĄ! Wszędzie widać ponoć gwałtowny wzrost zakażeń pomimo dystansu społecznego i zakładania namordników (tam są naprawdę wysokie mandaty). Oczywiście, mnie akurat to w ogóle nie dziwi, bo wiemy już, o czym pisałem wielokrotnie, że one po prostu działać nie mogą z przyczyn elementarnych praw fizyki i matematyki na poziomie pierwszych klas szkoły podstawowej. Do tego dochodzą jeszcze absurdy związane z testami PCR, które niczego tak naprawdę nie mierzą. O maseczkach więcej można znaleźć tutaj i w poprzednich tekstach

Można by zadać pytanie najprostsze z możliwych: Skoro ten wirus jest aż tak bardzo niebezpieczny, czemu dotąd nie pojawiły się nigdzie pojemniki na odpady medyczne, jak choćby zużyte maseczki, czy rękawiczki? Kto ma uwierzyć, że kogoś zabezpieczy maseczka używana cały dzień, albo kilka tygodni? Czy typowa „procedura” jaką jest położenie maseczki na stole obok talerza w trakcie posiłku, to też jest jakaś forma „zabezpieczenia” przed śmiercionośnym i zjadliwym koronawirusem? A kto zachowuje się inaczej? Sami lekarze oraz ratownicy medyczni w stołówkach robią właśnie w ten sposób. Bardziej „porządni” chowają maseczkę do kieszeni, a potem zakładają ponownie. Zgroza? W takim razie, jak ma zareagować normalny człowiek, jeśli widzi na szklanym ekranie, że sam Naczelnik państwa, znajdujący się przecież w grupie ryzyka, maseczkę zakłada od czasu do czasu, a posłowie generalnie noszą je głównie w świetle kamer?  

Kto zamordował grypę?

Powiesz, no dobrze, ale przecież liczba zmarłych na covid wciąż  wzrasta, czyż nie? Od kiedy? Według danych rządowych, liczonych na podstawie wystawionych aktów zgonu, we wrześniu było ich o 1000 mniej niż w roku ubiegłym. Dane z połowy października pokazują znaczny wzrost, ale nawet jeśli byłyby wyższe o 10 czy 15%, to nie będzie w tym nic zaskakującego. Mniej więcej w połowie września startuje na serio sezon grypowy, w którym co roku umiera od kilku do nawet 10 tysięcy ludzi. Jak to?! – zaprotestujesz, wszak oficjalne dane mówią o kilkudziesięciu osobach. Zgadza się. Popatrz na te dane na stronie Państwowego Zakładu Higieny i pomyśl, jak to możliwe, że bez względu na to ile milionów ludzi zachorowało, liczba ofiar spada? Ano, właśnie! Szczepionki! One uratowały świat i Polaków. Bzdura! Fakty są takie, że nie testuje się masowo ludzi chorych na grypę, a zgony przypisywane są chorobom, na które pacjenci cierpieli wcześniej, albo powikłaniom (najczęściej zapaleniu płuc). Do tego należy w tym sezonie doliczyć ofiary zamknięcia służby zdrowia, których liczba zacznie w końcu dynamicznie wzrastać, bo od ośmiu miesięcy ludzie nie mogą się normalnie leczyć. Przy czym słowo „normalnie” jest eufemizmem, bo przecież służba zdrowia i bez epidemii była w zapaści. Jednak mam tutaj inną interesującą wiadomość. Spójrzcie na poniższy wykres z oficjalnej strony Państwowego Zakładu Higieny. 

Co to się tutaj wyprawia z naszą sezonową grypą? Nie możliwe! Licząc od 16 marca zaczęła znikać?  I to jak?! Jest afera. Głównym podejrzanym, niestety, jest Covid! To on zamordował grypę. Z zimną krwią! Biedna, poczciwa stara choroba nie dała rady. Wobec tak strasznego seryjnego zabójcy okazała się bezbronna. W poprzednich latach mogła sobie pohulać nawet do połowy czerwca. Tu skapitulowała wcześniej. Może Szumowski maczał w tym palce? To hipoteza dość uprawniona. Wszak były pan minister miał różne konszachty z wirusami, o czym wiemy, bo nawet kiedy już zakończył swoją misję, to się z nimi przyjaźnił. Szczeglnie z jednym… Ale spójrzmy co się dzieje w tym roku! Grypa, tak się nauczyła wiosną, że z koronawirusem nie ma co zadzierać, że już nie podskakuje. Żeby było ściślej, to w październiku jest o połowę mniej zachorowań niż rok temu, no i oczywiście najmniej od wielu lat. Nic podejrzanego?

Nie! Uczeni – czyli „dyżurni specjaliści”, na wszystko mają gotową odpowiedź. Przecież to oczywiste. Uratowały nas maseczki! Jest dowód i to bardzo mocny! Oj! Mam złą wiadomość dla tych panów. Spójrzmy ponownie na fakty, tylko broń Boże, na te w telewizji. Wirus grypy ma wielkość około 100 nanometrów, a więc bywa czasem nawet o 1/3 mniejszy od koronawirusa Sars-Cov-2 (90-140nm), czyli co? Maseczki są tak inteligentne, że wiedzą kogo przepuszczać, a kogo nie? Czy też może „eksperci” powinni wrócić do podstawówki i zacząć rozwiązywać zadania typu: Ile razy pomiędzy splotem włókien maseczki wielkości dwóch mikronów zmieści się wirus wielkości 100 nm? Za trudne? No, cóż… 

Ale może łatwiej za to będzie w końcu zrozumieć, że NIE MA i w tym roku nie było żadnej pandemii, nie licząc słynnej już pandemii testów PCR? Przepraszam, uniosłem się. Była pandemia. Ta sama co w każdym sezonie, czyli największa światowa epidemia kataru.

Komu wierzyć?

Wolność słowa w Polsce powoli przestaje istnieć. To nie żart. Ściga się lekarzy, na przykład panią doktor Annę Martynowską, za kwestionowanie oficjalnej linii Rządu w kwestii koronawirusa. Wcześniej z powodu mówienia prawdy o szczepionkach, dotknęło to doktora Jaśkowskiego, czy Huberta Czerniaka. Na razie żadna izba lekarska nie odważyła się jeszcze pozbawić prawa wykonywania zawodu pana profesora Ryszarda Rutkowskiego i profesora Piotra Kuny, ani też doktorów Pawła Basiukiewicza, czy Zbigniewa Martyki, za zadawanie niewygodnych pytań. Całkiem możliwe, że haki są właśnie gromadzone, ale panowie wciąż pracują.  Na szczęście! Jednak nie jest to fenomen wyłącznie naszego kraju. Od mediów odcina się znanych naukowców w Niemczech i wielu innych państwach. W USA zwolniono z pracy panią doktor Simone Gold, która dała swą twarz akcji America’s Frontline Doctors. Posłuchajcie koniecznie tego nagrania, żeby zrozumieć, co się stało? Zatem i w kraju, teoretycznie, najlepiej gwarantującym obywatelom wolność słowa, cenzura ma się znakomicie. Jak napisałem wyżej, nie musisz koniecznie wierzyć lekarzom z 20-letnią praktyką. Jeżeli nie chcesz zaufać profesorom z wielu krajów, także z Polski, masz wybór. Decydujesz, że należy dać wiarę mediom i politykom, proszę bardzo! Zapamiętaj tylko, że ostrzeżeń było wiele. Mam znajomych, którzy znaleźli się w kwarantannie, niektórzy z własnej, nieprzymuszonej woli poddali się testowi PCR. Łatwowierność? Ostrożność? Bez komentarza. Tym razem wylosowali wynik dodatni. Brak objawów? A, co tam… Bywa gorzej, bo coraz częściej ktoś trafia z powodu takiego testu do szpitala, a potem już z niego nie wychodzi, choć wcale nie czuł się chory, albo zakładał, że będzie leczony na coś zupełnie innego, niż Covid-19. Zatem, zanim podejmiesz decyzję, czy koniecznie chcesz sobie zrobić test, przeczytaj może choć te dwa teksty Zamordyzm i namordyzm oraz Proszę zamknąć trumnę! Wejdź też na wskazane strony, bo to kopalnia wiedzy. Warto że też obejrzeć krótki film z 10.X.br, gdzie prócz niemieckiego lekarza Heiko Schoeninga wypowiadają się medycy z innych krajów (tutaj tylko po angielsku). Oficjalna strona ACU (pozaparlamentarnej komisji z Niemiec) działa i można na niej znaleźć coraz więcej materiałów ułożonych chronologicznie (część z polskimi napisami).  Wystąpienia lekarzy z kilku państw, ale też innych specjalistów i prawników. Debata w Polsce z udziałem sześciu medyków nie tylko z Europy, to również bardzo interesujący program, który gorąco polecam. Również ten, obowiązkowy film – świetny dokument o pandemii.

Nie zostawiaj wiedzy dla siebie

To bardzo ważne, bo przebijanie się przez ogrom informacji, które do nas docierają, a zweryfikować je, nie zawsze jest łatwo. Często fake newsy znajdziemy również na stronach, gdzie spodziewamy się rzetelnej wiedzy medycznej. Zdrowie wydaje się, zwłaszcza obecnie, czymś z czym raczej nie żartujemy. Okazuje się, że nie wszyscy podzielają to zdanie i bywa, że kłamią w sposób niezwykle perfidny. Trzeba to demaskować i dzielić się wiedzą z innymi.

Czemu to tak ważne? Czytamy i oglądamy bardzo różne programy, po czym wracamy do swoich zajęć. Kiedy coś nas poruszy, zdarza się, że dzielimy się informacją z kimś jeszcze. Sytuacja, niestety, nie pozwala nam teraz nie reagować! Tu nie chodzi o to, że ktoś ubije jakiś mały interes, czy „przekręci” jakieś większe pieniądze na respiratorach, albo innym sprzęcie. Mam wrażenie, że w cieniu różnych marszy i zawirowań, toczy się walka o naszą wolność i  życie milionów ludzi, którzy cierpią tracąc swoje firmy, pracę, środki do życia i zdrowie. Służba zdrowia nie działa, a przestawienie wszystkiego, aby ratować wyłącznie pacjentów z pozytywnym testem na Covid-19, jest niewiarygodnym nadużyciem. To także gra o życie pacjentów, którzy zostali skazani poprzez złe leczenie, fatalną organizację itd. Wiemy przecież, że respiratory zabiły przy okazji terapii Covid-19 ponad 80% starszych osób we Włoszech, ale też w innych krajach. Nie sądzę, żeby Polska była wyjątkiem, a kolejne urządzenia, wbrew opinii fachowców, jak choćby profesor Piotr Kuna, są sprowadzane nadal. Trzeba o nieprawidłowościach i działaniach, które nie służą (eufemizm) Polakom, mówić jak najszerzej. Media głównego nurtu straszą ludzi, a jeśli ktoś próbuje polemizować z ich główną linią, jest uważany za oszołoma, płaskoziemcę, foliarza etc. To oczywiście łatwe nie jest, ale warto to „wziąć na klatę” i cierpliwie tłumaczyć, bo lepszej okazji możemy już nie mieć. Agresywna cenzura staje się coraz bardziej dolegliwa i nie zdziwię się jeśli wkroczy, pod postacią kolejnych regulacji prawnych, także poza Google, Facebookiem i innymi mediami społecznościowymi. Z tym już chyba polemizować się nie da. Co pozostanie? Może poczciwy telefon? To może mieć też swoje dobre strony, bo należy rozmawiać i mieć relacje głębsze niż wpis na Twitterze. Inaczej niewiele się zmieni…