PolemikiSport

Powrót z tarczą i co dalej?

6 Mins read
PolemikiSport

Powrót z tarczą i co dalej?

6 Mins read
Fot. Envato.com – Kibice

Nigdy nie cierpiałem ćwiczeń na drążku, podobnie jak stania na rękach przy ścianie, a próba stójki na głowie skończyła się prawie zawałem serca naszego wuefisty. Ktoś, kto próbował wykonywać prawidłowo takie ćwiczenie, wie o trójkącie, jaki powinien być zachowany pomiędzy punktami podparcia dłoni i głowy. Niestety, mnie się udało oderwać ręce od podłoża, a wówczas kark nie wytrzymał, co mogło mieć konsekwencje, delikatnie rzecz ujmując, niekorzystne, z paraliżem włącznie. Czemu przypominam sobie akurat to, dość traumatyczne przeżycie, po którym nasz ulubiony nauczyciel poprosił mnie, abym już więcej prób nie podejmował, bo on chciałby pozostać na wolności?

Właśnie skończyły się igrzyska. Cóż, dla imprezy ze śladową liczbą widzów w postaci członków ekip poszczególnych krajów, sama nazwa „igrzyska” brzmi dość kuriozalnie. Jednak mamy powody do radości. Grad medali, w tym cztery złote, a do tego rekord sztafety mieszanej i trzeci tytuł naszej Anity Włodarczyk, robią wrażenie. Tym bardziej, że nie zapowiadało się najlepiej. Najpierw szereg kontuzji, a po „wyszczepieniu” kadry zadziałała statystyka i NOP-y wyeliminowały bezpośrednio, bądź pośrednio kilka postaci z poważnymi szansami na medale. Cóż, nie można mieć wszystkiego… Siatkarze i tenisiści, na których kilka osób postawiło pewnie spore pieniądze, wrócili z niczym, zaś sensacyjny Dawid Tomala przywiózł złoto po przejściu 50 km w mistrzowskim stylu, kiedy temperatura pokonała głównych faworytów. Tak bywa…

Wracając do przyczyn, dla których przypomniałem na początku swoje „gimnastyczne przygody”, to zderzenie ich z rzeczywistością przeżywaną obecnie przez młodzież szkolną w różnym wieku, ale i przez studentów. Dla nas, wiele lat temu, te najmniej lubiane elementy wychowania fizycznego, przeplatały się jednak z tym, co „tygrysy lubią najbardziej”, czyli grami zespołowymi. Była koszykówka, trochę siatkówki, choć już bardziej w ramach SKS-u, sporo biegania na różnych dystansach i innych zajęć lekkoatletycznych. Nawet kiedy, czy to celowo, czy ze względu na zastępstwo, pojawiały się tak zwane „zajęcia na macie”, czyli „macie piłkę i grajcie”, byliśmy zadowoleni. Ba! Być może w większości wręcz szczęśliwi. Jednak gra „w nogę”, to coś na co niemal każdy czekał i liczył, że chociaż jakiś fragment zajęć da się spędzić w taki sposób. A dziś? Co szkoła ma do zaoferowania dzieciakom na zdalnym nauczaniu? Jakie zajęcia poprawiające kondycję fizyczną można przeprowadzić przez internet? Może dla dziewcząt prosty fitness w rytm dobrej muzyki, ale to chyba niezbyt wiele… Trening nadgarstka w grach komputerowych? Żarty na bok! Mamy zapaść jeśli chodzi o ten, zresztą nie tylko o ten akurat, element „edukacji”. Cudzysłów nie jest żadną przesadą, bo przecież NIKT nie wymyśliłby sobie gorszej możliwości nauki, a już z całą pewnością trudno by było znaleźć kogoś, kto przewidział, że taki „model” można kontynuować przez kolejne lata. Wszystko wskazuje na to, że władze, nie specjalnie ukrywając przed opinią publiczną swoje zamiary, do takiej kontynuacji z premedytacją dążą.

O co tutaj chodzi? – mógłby spytać ktoś, kto nagle przebudził się z letargu, albo wrócił ze Szwecji. Czy naprawdę należy dręczyć młodych ludzi w tak przemyślny sposób? Do czego to doprowadzi? Zagadnienie jest szersze i zapewne nie ma zbyt wiele wspólnego (o ile w ogóle cokolwiek) z sytuacją epidemiologiczną w kraju obecnie, czy w przeszłości. Dane są przerażające i nie pozostawiają złudzeń. Gwałtowny wzrost liczby depresji i samobójstw wśród młodzieży (25% licząc rok do roku), pogorszenie kondycji fizycznej i ogólnie zdrowotnej, to fakty nie tylko statystyczne. To dramaty wielu rodzin i nie specjalnie mogły poprawić to krótkie wakacje, bo nie każdego rodzica stać na zapewnienie choćby minimum aktywnego wypoczynku poza domem, swoim pociechom. Niektórzy stracili pracę, stabilizację ekonomiczną itd. Były też dramaty związane z brakiem dostępu do służby zdrowia, co nie pomogło, a wiemy, że tylko z tego powodu życie straciło ponad 150.000 osób, chociaż liczba 165.000 wydaje się bardziej adekwatna. Dodajmy, to tzw. „nadmiarowe zgony” bez związku z zachorowaniem na najmodniejszą w tym sezonie chorobę!  No, dobrze, ale co to ma wspólnego z igrzyskami?

To akurat jest bardzo proste i oczywiste. O ile dziś, patrząc na wyniki naszych reprezentantów nie musimy się obawiać, że w Paryżu za trzy lata będzie dużo gorzej, bo kadra w większości jeszcze dość młoda, o tyle już perspektywa siedmiu, czy jedenastu lat (jeśli będą jeszcze wówczas jakiekolwiek igrzyska w znanej formie), jawi się raczej w ciemnych barwach. To, co dziś zrobiono młodym ludziom MUSI znaleźć odbicie w przyszłości. Nie chodzi zresztą tylko o brak dostępu do normalnych zajęć wychowania fizycznego, czy kontaktu ze sportem na żywo, jak choćby oglądanie zawodów na stadionach. Bardziej o to, że ZABITO w wielu uczniach pragnienie rozwoju w tym kierunku. I niech nikt mi nie próbuje wmówić, że ci najbardziej zdeterminowani i tak trenowali (być może, jak to ujął kiedyś Jerzy Janowicz „po szopach”), a miłość do sportu jest silniejsza itd. Podobne dyrdymały nie mogą być usprawiedliwieniem zbrodni, jaką się obecnie wykonuje na kolejnym pokoleniu Polaków.  Tutaj działa STATYSTYKA! Szansa znalezienia talentu wśród miliona dzieciaków jest większa, niż wśród 10 tysięcy, to chyba oczywiste, prawda? Nie trzeba tłumaczyć, że popularność tenisa wzrosła najpierw po sukcesach Wojciecha Fibaka, a potem Agnieszki Radwańskiej. Że młodych adeptów piłkarstwa nakręca teraz Robert Lewandowski itd. Wcale nie było aż tak cudownie, bo przy obiektywnie niezłym występie, wyprzedziło nas jednak w klasyfikacji medalowej wiele mniej liczebnych nacji (co mogłoby przeczyć postawionej wyżej tezie), lecz wynika to po prostu z większego usportowienia i LEPSZEJ ORGANIZACJI. Samo wybudowanie orlików nie wystarczy… Potrzeba ciągłego wsparcia i właściwej selekcji od początku. A jak jest, powiedziała „niechcący” wspomniana „srebrna Maria”. Nie może być tak, że bezsprzecznie utalentowana zawodniczka, która na poprzednich igrzyskach przegrała medal o 3 centymetry, nie ma prawa do fizjoterapeuty, bo takowy jest na stałe dostępny wyłącznie dla VIP-ów. Idąc tym tropem, NAJPIERW trzeba zdobyć medal, a dopiero potem uzyskać wsparcie, a przecież powinno być dokładnie odwrotnie! Ci, którzy odnieśli sukces mają już łatwość w pozyskaniu sponsorów, a co z resztą? W jakich warunkach musiała trenować sama Anita Włodarczyk? Co przeżywali skoczkowie, jak Adam Małysz, czy Piotr Żyła? Przecież znamy ich historie. Gdyby nie pomoc rodzin i wyjątkowa wiara we własne możliwości, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, jaki potencjał w nich drzemał. Ktoś powie, że wiele się zmieniło, bo w skokach jesteśmy obecnie potęgą, a więc droga była słuszna. No, właśnie NIE! Do profesjonalizacji kolejnych dyscyplin dochodziło i wciąż dochodzi bardzo powoli. A gdy już coś się uda osiągnąć, to „rozgrzebana inwestycja” zostaje porzucona. Co się stało z naszym łyżwiarstwem szybkim? Czemu takie tenisistki jak Magda Linette, Katarzyna Kawa, czy Magdalena Fręch muszą sobie „jakoś radzić”? Przecież także miały i nadal mają potencjał, który nie został wykorzystany, a lata lecą… Oczywiście, talent na miarę Igi Świątek zdarza się raz na kilkanaście lat, a może i rzadziej, ale widzimy, że Tunezyjka Ons Jabeur dochodzi jednak do ścisłej czołówki. Czy odstawała od reszty? Nie! Jednak dopiero po ośmiu latach ciężkiej pracy przyszły oczekiwane wyniki! Ale ona jest w swoim kraju ewenementem. U nas „podobno” nastąpił „skokowy” rozwój dyscypliny. I co? Mamy w 38 milionowym kraju dwie zawodniczki i jednego zawodnika w pierwszej setce rankingu! I to ma być sukces? Ktoś powie, że sport indywidualny rządzi się swoimi prawami, a przy tym jest bardzo drogi itd. Zgadza się. Czemu więc w Czechach „jakoś” sobie poradzili? Ale tylko u kobiet, będzie polemizował jakiś sceptyk. Oczywiście, tenis kobiecy u naszych południowych sąsiadów przeżywa rozkwit. Sześć zawodniczek w pierwszej setce, z czego dwie w TOP10 i Petra Kvitova na miejscu 11-tym, a jeszcze kolejnych pięć znajdziemy w drugiej i trzeciej setce. Na tym tle, mężczyźni wypadają słabo, bo Jiri Vesely dopiero na 88 miejscu, ale w TOP 200 jest pięciu Czechów, a tylko trzech Polaków… Przypomnę, że nasz kraj zamieszkuje 3,5 x więcej ludzi. Komentarz zbyteczny. Obawa, że za jakiś czas pozostanie nam wyłącznie taka aktywność, jak tych angielskich kibiców na zdjęciu, wydaje się uzasadniona. Tylko komu będziemy kibicować? Ooo! Na pewno ktoś się znajdzie. Dopingujemy czasem sportowców innych krajów, prawda? 😉

Tak! Z Igrzysk w Tokio, jakkolwiek by ich nie oceniać, wróciliśmy z tarczą. Obyśmy nie musieli z kolejnych poważnych imprez pod koniec bieżącej dekady przywozić naszych na tarczy, a nie mam w tej kwestii zbyt dobrych przeczuć…

Related posts
PolemikiSportZdrowie

Czy sportowcy dali się wykorzystać?

17 Mins read
Kto najbardziej efektywnie przyczynił się do rozpropagowania „skutecznych i bezpiecznych eliksirów”?
PolemikiZdrowie

Covid zamordował grypę!

14 Mins read
PolemikiTechnologiaZdrowie

Moneta, która utkwi Ci w głowie. Za i przeciw neuralinkowej rewolucji

7 Mins read