PolemikiTechnologiaZdrowie

Moneta, która utkwi Ci w głowie. Za i przeciw neuralinkowej rewolucji

7 Mins read

Od ostatniej prezentacji najnowszej wersji Neuralinka minęły prawie dwa miesiące. Były świnie, były roboty i sala pełna ludzi. Kolejne, marketingowo specyficzne wydarzenie, miało nie tylko powiadomić świat o tym, czym jest lub jak bardzo zaawansowany jest Neuralink, ale również otworzyć nowy rozdział w historii relatywnie nowej i małej firmy. Wydarzenie to było zasadniczo prezentacją rekrutacyjną: „Inżynierowie, programiści, neurobiolodzy przyjdźcie, jest dla was praca!” My jednak, zwykli konsumenci, powinniśmy zastanowić się nad czymś innym: czy ta nowinka nie zwiastuje nowej ery, a co ważniejsze, czy ta era to zmierzch, czy świt ludzkości? Rozważę tutaj kilka za i przeciw, z osobistego punktu widzenia patrząc.

Moneta, która zbiera myśli

Najpierw krótki opis, z czym mamy do czynienia. Neuralink to firma Elona Muska, człowieka odpowiedzialnego za Teslę (elektryczne samochody) i SpaceX (komercyjne loty w kosmos), ale również za technologie wchodzące dopiero do obiegu jak Starlink (globalny, satelitarny internet) czy Neuralink właśnie. Ten ostatni to

projekt wszczepienia do mózgu małego urządzenia, które będzie w stanie czytać i interpretować impulsy elektryczne pojawiające się w tkankach mózgu, a także stymulować neurony i wchodzić w interakcję z umysłem.

Mówiąc prosto, ma to być sposób na podłączenie mózgu do sieci. Projekt jest w fazie rozwoju: na dzień dzisiejszy Neuralink jest urządzeniem wielkości i kształtu monety, z wystającymi kilkoma niteczkami. Tyle nowinek technicznych, przejdźmy do odczuć, skojarzeń i rozważań. Ten malutki krążek we mnie samym wzbudza skrajne emocje, spodziewam się więc, że podobnie spolaryzowane są odczucia globalnej widowni. Spróbuję się nimi tutaj podzielić, subiektywnie przyglądając się niedalekiej przyszłości.

Z jednej strony wyzwanie technologiczno – medyczne jakim jest nie tylko wszczepienie urządzenia do mózgu, ale przede wszystkim splątanie go z gotycką architekturą naszych umysłów, jawi mi się jako coś ekscytującego. Nigdy nie byłem wielkim wyznawcą idei „Wiecznego Postępu” – nieustannego marszu w kierunku nowego, wspaniałego świata. Jednak w momentach, gdy słyszę o nadgryzieniu jakiejś granicy (pozornie nieprzekraczalnej), jest we mnie coś z odkrywców nieznanych lądów. Chcę zobaczyć jak to się rozwinie. Z drugiej jednak strony jest we mnie dużo sceptycyzmu – do głosu dochodzi jakiś wewnętrzny opór, tym głośniejszy, im więcej rozumowych argumentów go popiera.

Rewolucja, która już się dokonała

Opór więc przed rozpowszechnieniem tego typu technologii jest, ale zaraz pojawia się pytanie: Czym tak naprawdę różni się to od wszelkiej innej technologii, szturmem zdobywającej nasze ciała i życia? Myślę tutaj szczególnie o smartfonach. Choć jakieś 15-20 lat temu to komputery miały być tym czymś najbardziej personalnym (PC) to na dzień dzisiejszy najbliższe naszym umysłom, jeśli nawet nie sercom są telefony komórkowe. Określenie ukute przez Jacka Dukaja – „protezy naszych umysłów” – najlepiej oddaje czym telefony się stają. Czyż małe urządzenie, wciąż noszone blisko ciała, zawsze w zasięgu ręki, nie jest rozszerzeniem starego dobrego mózgu? Wyrosło z czegoś, czego biologicznie nie posiadamy, czyli urządzenia do rozmów na odległość. Ale niedługo później zaczęło wykonywać szereg czynności klasycznie przypisywanych ludzkiemu intelektowi: zapamiętywanie, liczenie, tworzenie list zakupów, przypominanie samemu sobie o konieczności wypicia szklanki wody, budzenie i układanie do snu. Im bardziej wybór w sklepie z aplikacjami się poszerzał, tym bardziej oddaliśmy naszą codzienną rutynę w ręce cyfrowego służącego, nie bacząc jakie skutki to przyniesie dla naszych mózgów, relacji i społeczeństwa, w którym żyjemy. W tej symbiotycznej relacji wciąż istnieje wrzód, który niesamowicie spowalnia efektywność tandemu człowiek-telefon. Jest to bariera interfejsu. Dane wprowadzam za pomocą palca, ewentualnie za pomocą głosu. Dane zwrotne dochodzą do mnie z małego ekraniku, z głośniczków, mogę też poczuć wibracje.

Neuralink, a za nim całe pokolenia urządzeń pochodnych, mają tę barierę przełamać. Tam gdzie powstaje myśl, w mózgu, tam zaraz zostanie rozhuśtana przez mikroprocesor, wysłana na zewnętrzny nośnik, np. telefon, tam też przyjmiemy sygnały zwrotne. Być może będzie można słuchać muzyki wprost do mózgu. Być może obejrzymy coś na dużym ekranie, ale nie przed naszymi oczami, ale gdzieś wewnątrz, w prywatnym kinie duszy. A skoro bariera między człowiekiem a medium zostanie zniesiona, to jednocześnie do lamusa odejdzie archaiczna bariera (i most jednocześnie) jakim jest słowo mówione.

Dylemat, który jest na granicy skóry

Skoro nie mamy oporu przed tak intensywnym związkiem ze swoim smartfonem, dlaczego więc opór (przynajmniej we mnie) rodzi się przed urządzeniem mającym spoczywać wewnątrz mojego ciała? Nie mam problemu z myślą o wszczepieniu we mnie np. respiratora. Oczywiście respirator a Neuralink dzieli stopień skomplikowania, ale być może przyczyna tkwi bardziej w motywacji: jeśli chcę ratować życie, to zgadzam się na ingerencję, lecz jeśli to życie miałbym narazić na zmianę i to zupełnie nieprzewidywalną, to zapala się czerwona lampka. I tę furtkę zdaje się dostrzegać Elon Musk, który mówi jednocześnie o fantastycznych zastosowaniach Neuralinka, ale skupia się na tych medycznych: pomoc osobom z porażeniem mózgowym, leczenie wszelkich dysfunkcji, jak np. brak słuchu, wzroku itp. Czyżby w ten sposób, wzbudzając nadzieję w pokrzywdzonych, koncepcja komputera żyjącego na mózgu przebije barierę sceptycyzmu i wpłynie na szeroki rynek światowy?

Skoro o medycynie mowa, to warto przyjrzeć się w jaki sposób Neuralink ma trafiać do mózgów potencjalnych nosicieli. Na razie wszelkie wszczepy do ciała przebiegają na drodze operacji chirurgicznej.

Firma Elona Muska ma na to gotowe rozwiązanie. Robot zaprojektowany tylko w tym jednym celu: delikatne umieszczenie urządzenia wielkości monety w głowie, a następnie splątanie drobnych niteczek przekaźnikowych z miękką materią mózgu.

„Operacja” nie będzie wykonywana w szpitalu, lecz w osobnych placówkach. Kojarzy się z leczeniem? Bardziej wygląda to na fabrykę w skali mikro, w której produkowani będą… ludzie nowego typu.

Jeszcze jedna obiekcja: zabieramy się za rozbudowę ludzkiego mózgu zanim w pełni go poznaliśmy. Mózg to wciąż tajemnica, mętna woda, w której nie wiadomo czy bezpiecznie jest się kąpać. Oczywiście, jak argumentują zwolennicy, dzięki wszczepieniu różnorakich urządzeń pozyskamy terabajty danych na temat procesów zachodzących na neuronowych autostradach. Problem polega na tym, że Neuralink w swoim założeniu ma nie tylko cichy odczyt impulsów neuronowych, ale również, w niedalekiej przyszłości, stymulacje tychże. Czy jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencje, nie tylko doraźne, ale też dalekosiężne lub przynajmniej przygotować gaśnicę odpowiedniego kalibru, dla pożarów nadal jeszcze niewyobrażalnych?

Sekretarka, która pisze z szybkością myśli

Pomyślmy jeszcze o zaletach i wadach. Rozważmy konkretny przykład. Swego czasu, aby dostać posadę sekretarki, trzeba było wykazać się umiejętnością pisania odpowiednio dużej liczby słów na klawiaturze maszyny do pisania, czy później komputera. Dziś umiejętność szybkiego pisania jest powszechna, nie jest więc brana pod uwagę w procesie rekrutacyjnym. Jeśliby jednak projekt Neuralink osiągnął zakładane przez siebie cele, to posiadacz takowego dysponowałby mocą prawie tak szybkiego przekazywania danych do komputera jak szybka jest jego myśl. Mając przed sobą dwóch równie zdolnych programistów, jednego z szybkimi palcami, drugiego z jeszcze szybszym wszczepem w mózgu, nie mamy dylematu, którego bardziej opłaca się zatrudnić. Pryska mit człowieka ciężko pracującego, który jeśli chce i wykorzysta maksymalnie ciało, otrzymane przy poczęciu, osiągnie zadowalające wyniki. Teraz hardware somy będzie można ulepszyć. Zaleta to, czy może wada? Szansa czy zagrożenie?

Osoba, która nie wie gdzie są granice jej bytu

Wciąż protezy naszego mózgu są poza nami, są elementami od nas rozłącznymi. I to chyba dobrze, z punktu widzenia integralności człowieka, jak i jego bezpieczeństwa. Nawet jeśli zwiążemy się z naszym telefonem w relacji ścisłej, to zawsze możemy ten telefon wymienić, do czego usilnie zachęcają nas co kilkanaście miesięcy operatorzy telefonii. Jeśli zapali nam się lampka w głowie, że coś jest z naszym aparatem nie tak (może mnie szpieguje, może używa paskudnych technik, które chcą mnie uzależnić) wyrzucamy go, a na jego miejsce wybieramy model od innego dostawcy, zapewniającego nas, że akurat jego produkt nic nam nie zrobi. Czy w przypadku wszczepu do głowy sytuacja miałaby się podobnie? Jak szybko bylibyśmy w stanie wyłączyć urządzenie, jeśli stwierdzilibyśmy, że bruździ nam w mózgowych bruzdach? I pytanie kolejne, już z dziedziny transhumanizmu: Czy bylibyśmy w stanie nakreślić granicę, między „Ja” a „Urządzenie”, czy wrosło by w nas ono jak gałązka w szczep winny?

Przyszłość, której trzeba pilnować

Patrząc na powyższy tekst mierzę poziom sceptycyzmu. Wysoki. Mimo wszystko starałem się być obiektywny. Może, pomimo młodego wieku, mam już zapędy do nostalgii, konserwatyzmu, do bronienia tego co było i jest, a patrzenia nieprzychylnym okiem na to, co będzie? Zapewniam, że z jednakowym zainteresowaniem będę śledził trzy rzeczy: rozwój mózgowszczepów, rozwój mojego do nich podejścia i globalne zmiany, jakie nieuchronnie nadchodzą. I jeszcze jedno intrygujące, osobiste pytanie: Czy moje dzieci będą nosiły to w głowie?

Neuralink to dopiero pierwszy płatek śniegu, który może za jakiś czas wywołać lawinę. Następstwa mogą być kalibru dziejowego,

kto wie, czy nie będziemy musieli wprowadzić nowej jednostki klasyfikacyjnej, będącej odpowiednim określeniem na Homo Sapiens 2.0?

Człowiek cybernetyczny? Transczłowiek? Czy wszystko pójdzie gładko, po myśli projektantów i wyjdziemy na tym wszyscy na plus? Czy może jakiś element planu się „wyłoży” i nasza najintymniejsza myśl wyląduje na czarnym rynku, czekając, kto da za nią więcej? Sprawę mamy obowiązek śledzić my, być może ostatnie pokolenie przedstawicieli starego dobrego gatunku ludzi myślących wyłącznie swoim własnym mózgiem…

Related posts
PolemikiSportZdrowie

Czy sportowcy dali się wykorzystać?

17 Mins read
Kto najbardziej efektywnie przyczynił się do rozpropagowania „skutecznych i bezpiecznych eliksirów”?
PolemikiSport

Powrót z tarczą i co dalej?

6 Mins read
PolemikiZdrowie

Covid zamordował grypę!

14 Mins read