Jak strzelić sobie w stopę?
Zakończenie igrzysk (ufff!) nie przyniosło już porównywalnego skandalu, jaki wywołało otwarcie. Nie zmienia to faktu, że opiłowywanie chrześcijan trwa na wszelkich możliwych frontach, lewacka nowomowa i mydlenie oczu naiwnym, nabiera rumieńców. A propos „rumieńców”, to można z pewnością mówić o wstydzie, kiedy w klasyfikacji medalowej wyprzedzają nas nie tylko takie poważne i „olbrzymie” państwa, jak Holandia, Belgia, czy Węgry, zdobywając nawet kilkukrotnie większą liczbę medali, ale jesteśmy za Uzbekistanem, Azerbejdżanem, Tajwanem, Słowacją, czy Bahrajnem. Policzono, że jeden medal kosztował polskiego podatnika ponad 60 mln złotych! Może jakoś szczególnie nie znam się na sporcie, ale idę o zakład, że takie kwoty można było zainwestować znacznie lepiej. Trudno też pominąć fakt, że akurat medale z cennego, srebrnego kruszcu, zdobyły panie, które nie były przesadnie „rozpieszczane” finansowymi dotacjami. Mówiły o tym w wywiadach zarówno Julia Szeremeta, czy Daria Pikulik. Sytuacja tej ostatniej, to absolutne kuriozum. Niewiele brakowało, żeby oprócz wykładania sporych środków w okresie przygotowawczym, musiała jeszcze przywieźć własny rower, żeby w ogóle wystartować. O sytuacji w Polskim Związku Szermierczym mówił, a w zasadzie wykrzyczał, na antenie w trakcie transmisji z planszy, redaktor Jakub Zborowski z Eurosportu. Cytat „…tak kończy się kolesiostwo i układy”, nie wymaga komentarza. Nie słyszałem, żeby PZS pozwał dziennikarza. Oczywiście, to tylko przykład i niekoniecznie najbardziej reprezentatywny, bo przecież bylejakość dotyczy, jak można było naocznie się przekonać, niemal całego „systemu” finansowania sportu w naszym nieszczęśliwym kraju. Ale czego się spodziewać, skoro marnotrawstwo pieniędzy widać na każdym szczeblu polityki, a do sportu chętnie garną się nie tylko zasłużeni zawodnicy, którzy też nie zawsze są akurat dobrymi menedżerami? Przykład Darii Pikulik pokazuje, że można oprzeć się znacznie bardziej przewidywalnie na środkach prywatnych, czy sponsorach, których da się znaleźć, choć nie zawsze jest to łatwe. Widząc realną szansę na promocję swojej marki, mogą zainwestować wcale niemałe pieniądze. Ulga na działalność sportową mogłaby być wyższa, a gdyby stworzyć system, który pozwala na zwolnienie na przykład z 80% należnego podatku, przedsiębiorcę, który dotuje konkretny klub, czy sportowca, chętnych pewnie znalazłoby się więcej. Czemu złoty medalista może otrzymać mieszkanie, czy emeryturę po ukończeniu 40 roku życia, a polskie firmy, które wniosły znaczący wkład w jego sukces, nie mogłyby w nagrodę, w formie premii, zostać zwolnione z płacenia podatku przez jeden rok? Czy potrzeba do tego aż tak wielkiej wyobraźni? Być może tak, skoro lepiej oprzeć się tradycyjnie na spółkach skarbu państwa okradając podatników. Przy okazji zawsze coś tam do takiego sponsoringu można „wkleić”, żeby był i wilk syty i owca w ciąży. Niestety, co widać wyraźnie, to również szczególnie nie pomaga. W każdym razie na pewno nie tym, którym pomagać powinno. Wyglądało to tak, jakby polskim sportowcom wyjęto nagle wtyczki i zostali odłączeni od zasilania, choć niekoniecznie wyłącznie finansowego. Wszak pieniądze, to ponoć nie wszystko…
Przy okazji, igrzyska pokazały i inne patologie. Akurat tym razem tylko pośrednio związane z naszymi sportowcami. Chodzi o kontrowersje dotyczące udziału dwóch zawodniczek w walkach bokserskich. Zarzut, że dziewczyny musiały bić się z facetami, być może nie do końca odpowiada prawdzie, ale MKOl nie stanął na wysokości zadania i nie udowodnił, że dopuszczenie reprezentantki Tajlandii Lin Yu-Ting i Algierki Imane Khelif, było uprawnione. Obie pięściarki zostały wcześniej zdyskwalifikowane w Mistrzostwach Świata z powodu negatywnego „testu płci”, który ponoć wykazał u obu obecność chromosomów XY, czyli posiadanie męskiego fenotypu. Inne doniesienia mówiły o przekroczeniu dopuszczalnego poziomu testosteronu. Można zadać sobie pytanie, z jakiego powodu tak poważne zarzuty MKOl odrzucił? Otóż, szefem federacji IBA, która była organizatorem imprezy, jest Umar Kremlow, znany jako „poplecznik Putina”. Innymi słowy, podjęto decyzję stricte polityczną, bo pewnie gdyby prezesem był ktoś inny, to zarzucanie organizatorom mistrzostw tak wysokiej rangi, że nie posiadali właściwych kompetencji, czy narzędzi do wykonania badań, byłoby po prostu śmieszne. Tutaj liczono chyba na to, że skoro po Putinie można jeździć, niczym „po burej suce”, przepraszam za kolokwializm, to wszyscy chętnie tak kretyński argument „łykną” i będzie OK. Niestety, ze szkodą i dla zawodniczek i tych pań, czy panów, już nie wnikając w szczegóły, była to przysługa niedźwiedzia. Skala hejtu, który się wylał na, być może nie całkiem winne, pięściarki z Tajwanu i Algierii, była spora. Ojciec Imane pokazywał w mediach dokumenty potwierdzające, że urodziła się jako dziewczynka. Tranzycja jest w Algierii zakazana, więc nie mogła zmienić płci. Ostro reagowały też władze Tajwańskiego Komitetu Olimpijskiego, pokazując, że Komitet Medyczny Olimpijskiej Rady Azji (OCA) przeprowadził dokładne badania Lin Yu-Ting podczas Igrzysk Azjatyckich w Hangzhou i potwierdził, że nie ma żadnych problemów z jej uprawnieniami do startu. Faktem jest, że pięściarki startowały w Tokio oraz wcześniej w różnych zawodach wysokiej rangi, także w mistrzostwach świata i nikt nie sugerował ich dyskwalifikacji, czy braku możliwości dopuszczenia do turnieju.
Rzecz jasna, takie badania powinny zostać wykonane rzetelnie i nie wiem, czy samo stwierdzenie właściwego poziomu testosteronu, jest czynnikiem, który miałby być wystarczający. Wszak mężczyźni i kobiety różnią się nie tylko budową ciała, więc myślę, że jednak stwierdzenie fenotypu męskiego MUSI skutkować wykluczeniem zawodniczki z rywalizacji z kobietami NA ZAWSZE. I tyle w temacie? Włożę jednak kij w mrowisko… Trudno tutaj stosować analogię, że jeśli coś wygląda jak koń i zachowuje się, jak koń, to z pewnością jest to koń. Sam fakt, że ktoś wygląda jak mężczyzna i bije, jak mężczyzna, więc to musi być facet, to za mało! Czy w drugą stronę też by to tak miało działać? A co ze zniewieściałymi mężczyznami? Mam wrażenie, (może należałoby spytać panią Julię), że Lin nie biła (albo nie bił) zbyt mocno. Owszem, posiadała dłuższy zasięg ramion, ale przecież zawodnicy często różnią się wzrostem i to o wiele bardziej. Wcale nie jestem przekonany, czy gdyby ten jeden element wyeliminować, to Tajwanka wygrałaby tę walkę. W każdym razie do nokautu było bardzo daleko, a Polka twierdziła po zejściu z ringu, że była zmęczona i zbyt wolna i kolejny taki pojedynek z tą samą zawodniczką by wygrała. Nie chcę przez to napisać, że w jakimkolwiek stopniu popieram dopuszczanie mężczyzn do rywalizacji z kobietami. Tutaj chodzi o prawdę, bo może się okazać, że Lin jednak posiada właściwy fenotyp. Miałem okazję rozmawiać z dziewczynami, które o wiele bardziej przypominały mężczyzn, niż Tajwanka. Ostre rysy twarzy i krótko ścięte włosy, to jednak nieco za mało, żeby stawiać tak stanowcze tezy. Czemu nikt nie zainteresował się wcześniej faktem, że jakiś facet bije na zawodach kobiety? Przecież turniejów z udziałem Lin było wiele. Ano, temu, że nie było wystarczających sukcesów sportowych! Cytat z Wikipedii:
Lin Yu-ting – tajwańska bokserka, mistrzyni olimpijska, złota medalistka mistrzostw świata oraz igrzysk azjatyckich, dwukrotna mistrzyni Azji. Występowała w kategoriach od 48 kg do 57 kg. Boks zaczęła uprawiać w 2008. W 2012 wystąpiła na mistrzostwach świata w Qinhuangdao w kategorii do 48 kg. Przegrała w pierwszej rundzie z Tajką Chuthamatą Raksatą 8:13. W następnym roku na młodzieżowych mistrzostwach świata w Albenie zdobyła złoty medal w kategorii do 51 kg, pokonując w finale Turczynkę Nerimanę Istık 3:0. Podczas igrzysk azjatyckich w 2014 w Inczonie uległa w pierwszej walce Filipince Josie Gabuco 0:2. Na mistrzostwach świata następnego roku zdołała awansować do drugiej rundy, lecz tam przegrała z Kanadyjką Mandą Bujold. W 2016 podczas mistrzostw świata w Astanie przegrała w ćwierćfinale z Angielką Nicolą Adams.
Celowo podkreśliłem porażki. A więc pytam, jak to jest? Mężczyzna walczy z kobietami od 16 lat i nikt tego nie kontestował?! Czyli, jeśli kobitki go okładały, to mógł tam sobie mieć w majtkach, co tylko chciał, lecz gdy zaczął wygrywać, podnosi się klangor? O matko! Facet mnie bije, co za skandal! Bądźmy poważni. Nie strzelajmy sobie sami w stopę. Wystarczy, że robią to lewacy…
Skandale na igrzyskach, to wdzięczny temat, ale mamy ich znacznie więcej w polityce. Niestety, zawody sportowe, nawet, a może zwłaszcza, tej rangi, nie są od niej wolne. Jakoś dziwnie cicho o tym, że dopuszczono do rywalizacji ekipę z kraju położonego w Palestynie. Czyżby zabicie kilkudziesięciu tysięcy dzieci nie robiło na nikim wrażenia? Naprawdę?
—
Felieton w szerszej formie został opublikowany na blogu autora, „Na odlew„, na którym można znaleźć też szereg artykułów związanych z polityką, medycyną i zmianami zachodzącymi na świecie. Jeśli uważasz tekst za wartościowy, możesz to wyrazić w różny sposób, na przykład kupując zbiór jego opowiadań „SPLOT – opowiadania parakryminalne”. Możesz też postawić autorowi kawę, albo zasilić jego konto 44 1140 2017 0000 4502 0148 3714 jednorazowo, bądź cyklicznie.