EkonomiaPolemiki

Talon na balon i „Lokomotywa”

9 Mins read

„Najpierw powoli, jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale…” – pisał Julian Tuwim w słynnym wierszyku „Lokomotywa”.  Czemu go przypominam akurat teraz? Okazja jest wyjątkowa, bo przecież miłościwie nam panujący Rząd już kilka razy zdążył odtrąbić sukces, jak to dzięki jego inicjatywie ludzie wyjechali na wakacje.

W zasadzie może nawet jedynie dzięki nim, bo inaczej nigdy w życiu nigdzie by nie pojechali. To, że plaże kazali zamykać nieco później? Nie przesadzajmy! Przecież nie wszędzie… Gór nie zamknęli (przynajmniej na razie), więc możne jeszcze się wspinać. Najlepiej w maseczce, bo to zadaniem ministra zdrowia nikomu nie zaszkodzi, a kto wie, może nawet i pomoże. Zresztą jeśli ktoś trafi akurat do jakiegoś Parku Narodowego, może się zdziwić, gdy otrzyma mandat. W końcu w rozporządzeniu stoi, jak byk, że w parkach oraz m.in. na parkingach, maseczka obowiązuje. Że, co? Że to niby jest las, a tylko nazywa się park? To proszę próbować wyjaśnić taki niuans jakiemuś nadgorliwemu, tępemu funkcjonariuszowi… No, ale ja przecież nie o tym akurat chciałem pisać. Temat jest banalny.: Bon turystyczny działa! Naprawdę? Jak informuje Ministerstwo Rozbo…, pardon, Rozwoju na stronach rządowych: 

„Polski Bon Turystyczny jest narzędziem, który ma na celu wsparcie finansowe polskich rodzin, osłabionej przez skutki pandemii COVID-19. Dopłata do wypoczynku  pośrednio pomoże osłabionej branży turystycznej.”

I co my tu mamy? A w zasadzie czegóż nie mamy? Jest wsparcie, rodzina, dopłata i wypoczynek nawet jest. Wprawdzie są też skutki pandemii Covid-19 i na końcu – ta osłabiona branża turystyczna. Ciekawe kto ją tak osłabił, prawda? Ktoś powie, no wiadomo! Oj, będę polemizował. Cała ta hucpa, podobnie jak wiele podobnych, to nic innego, tylko walka rządzących z problemami, które sami wygenerowali. Można by rzec:  „No, ale przecież to nie ich wina, bo nie wiedzieli, a inne państwa też pozamykały gospodarkę, więc generalnie należało coś z tym zrobić.” Owszem. Problem występuje na kilku poziomach, dlatego swoją polemikę z entuzjastami Bonu Turystycznego, albo nawet bardziej patriotycznie, Polskiego Bonu Turystycznego, zacznę od pryncypiów.

Po pierwsze, nie należało zamykać gospodarki na tak długo. Zamknięcie na miesiąc byłoby i tak szkodliwe, ale dałoby znacznie większą szansę na przetrwanie, przynajmniej tej części branży, która nastawiona jest na wypoczynek wiosenno-letni. 

Po drugie, można było i należało, pomóc turystyce krajowej w zupełnie innej, znacznie prostszej i szerszej formie. Wystarczyłoby wzorem Niemiec, Austrii i kilku innych państw, obniżyć podatek VAT na usługi turystyczne do 5%. Różnica w cenach usług całkiem spora, choć dla niektórych 18% to za mało. OK. Tylko, że ten podatek można było obniżyć również na wszystkie usługi okołoturystyczne, a więc gastronomiczne, rozrywkowe itd. Wówczas okazałoby się bardzo szybko, że realna obniżka nie tylko znacznie przekracza 500 zł, ale przede wszystkim dotyczy wielokrotnie szerszej grupy Polaków i przedsiębiorców. Czy rodzina z uczącymi się jeszcze 18-latkami nie zasługuje na wsparcie? Czy to nie jest swego rodzaju dyskryminacja, żeby musieli zarabiać na swoje wakacje sami, tylko dlatego, że urodzili się akurat w pierwszej połowie roku? 

Po trzecie, jak zwykle zainwestowano przy okazji w urzędników i pośredników. Po co? Rozumiem, że akurat ten Rząd inaczej po prostu nie umie. Jednak cel wydaje się w rzeczywistości nieco inny.

Polemika dla polemiki?

Nic z tych rzeczy! Przecież gdyby chcieć szukać dziury w całym, zawsze coś by się znalazło. Tutaj sytuacja jest inna, bo szukamy raczej całego w dziurze. Dodajmy, że w wielkiej, czarnej… dziurze. Czemu? Słyszymy już o czarnym rynku bonów turystycznych. Nawet pojawiły się żarciki nawiązujące do dawnych czasów, kiedy cinkciarz stojący pod PEWEX-em, odchyla połę płaszcza i pyta czy może potrzebny bonik turystyczny? Nieco młodszym czytelnikom wyjaśniam, że PEWEX, to popularna, za czasów komuny, sieć sklepów, w których można było nabyć różne dobra za dolary oraz za bony PKO. Bony te zastępowały prawdziwą amerykańską walutę, przejmowaną przez państwo jeśli ktoś otrzymywał np. rentę zagraniczną, czy honoraria ze strefy walut wymienialnych, jako że złotówka, choć dziś trudno w to uwierzyć, do takich walut nie należała. Bon PKO był więc takim substytutem dolara, a w pewnym sensie, również luksusu, bo trzeba wiedzieć, że nie można było na przykład paczki Cameli, Marlboro, czy średniej, ale popularnej whiskey Johny Walker lub zwyczajnej puszki orzeszków ziemnych, kupić w normalnym spożywczaku, czy monopolowym. Zatem wiele dóbr z importu pojawiało się wyłącznie w sklepach Pewexu, albo Baltony, a że ludzie potrzebowali czasem podarować sobie odrobinę luksusu, kwitł nielegalny handel, najczęściej prowadzony właśnie przez panów zwanych cinkciarzami – od zniekształconego angielskiego change money, wymawianego przez cinkciarzy „cincz many” lub „cieńć many”. Kiedyś jakiś nieco bardziej rezolutny malec spytał ojca: „Tatusiu, czy w Stanach Zjednoczonych są same Pewexy?” Rozumowanie, z którym nawet trudno polemizować… Ciekawe, o co dzieci będą pytać rodziców, którzy postarają się wytłumaczyć, czemu akurat przyjechali tutaj, a nie tam, gdzie jeździli co roku? Jak wytłumaczyć maluchowi, że bonu turystycznego nie da się zrealizować w „nielegalnym gospodarstwie turystycznym”, czyli krótko pisząc, u zaprzyjaźnionego chłopa, który odstąpił na dwa tygodnie swój pokój. Niektórzy rodzice są przyzwyczajeni do tego typu pytań i z pewnością uda im się wyjaśnić podobnie, jak uczynił to pewien tatuś:

– Tato, a co to są te kuleczki?
– To czarne jagody, Jasiu
– To dlaczego są czerwone?
– Bo są jeszcze zielone…

Prosta, męska logika… Zawsze lepiej, niż „Zamknij się szczeniaku!”, co przecież też się zdarza. W tym przypadku sposób rozumowania zbliżony jak najbardziej do rządowego. Nie ma jednak co narzekać. W końcu lepiej mieć bon, niż nic. Wtedy też tak było… 

Wracajmy jednak do naszych baranów, czyli celu tegoż „wynalazku”. 

„Za pomocą bonu można dokonać płatności za usługi hotelarskie lub imprezy turystyczne realizowane przez przedsiębiorcę turystycznego lub organizację pożytku publicznego na terenie kraju.” – czytamy na stronie https://www.gov.pl/web/rozwoj/bonturystyczny A dalej można dowiedzieć się, jak bon działa (tutaj cisną się na usta różne jednowyrazowe odpowiedzi z gatunku tych „tylko po 23-ej”), dla kogo rzeczony bon jest, jak można go wykorzystać oraz gdzie złożyć wniosek. 

Jest też nieco reklamy, np., że dopłatę do wakacji lub ferii reżimo… przepraszam, zimowych otrzyma prawie 2,4 mln rodzin, zaś 1,9 mln rodzin, czyli blisko 80 proc., ma dwoje lub więcej dzieci, a więc otrzyma świadczenie w zawrotnej wysokości aż 1000 zł, a nawet więcej. Nic tylko rodzić! Nie wiadomo czemu niektóre przedstawicielki lewicy noszą koszulki z napisem „Pie….., nie rodzę!” W sumie z programu będzie mogło skorzystać ponad 6 mln dzieci. Chwalebne. Tym bardziej, że akurat już po wyborach, więc opozycja nie będzie się pastwić. Hola, hola! Zapowiedź bonu słyszeliśmy na ostatniej prostej wyborów prezydenckich. Czyli? „Nie ma czegoś takiego, jak darmowy lunch” – powiedzenie pisarza Roberta A. Heinleina spopularyzowane przez Miltona Friedmana, który użył go jako tytułu jednej ze swych książek. To z pewnością nie była lektura ceniona, zwłaszcza przez obecnie rządzących, socjalistów. 

Ktoś spyta – czemu ta polemika ze zwolennikami bonu turystycznego ma służyć? Przecież wiele rodzin skorzysta, a może kogoś naprawdę nie byłoby stać na kolonie dla dzieci itd.? Całkiem słuszne wątpliwości. Jednak odpowiedziałem na nie już wcześniej. Można było, zamiast „Janosikowej redystrybucji”, jak to mają w zwyczaju wszystkie lewicowe władze, dać ludziom szansę wydać swoje pieniądze, tak jak chcą, a branży pomóc bez wprowadzania nierównowagi na rynku. Tak się zawsze dzieje w przypadku różnych dotacji. Część firm znajdzie się na liście POT z opóźnieniem, część nie zostanie odnaleziona, bo nie zawsze miejsce prowadzenia działalności przedsiębiorcy turystycznego jest tożsame z miejscem obiektu. Jeśli ktoś skorzysta z ogólnodostępnej bazy może wybrać zupełnie inny podmiot, niż zrobiłby to szukając po prostu miejsca na wakacje. Teoretycznie nie jest to aż tak skomplikowane, bo firmy turystyczne mogą umieszczać informacje na swoich stronach internetowych i pokazać logotyp bonu, a nawet pobrać ze strony POT stosowne materiały reklamowe, jak np. plakat, jednak w praktyce jest to pewien problem. Małe firmy często nie mają nawet swojej strony i bazują na tym, co zaoferują im różne platformy usług turystycznych. 

Chciałem sprawdzić jak to działa w praktyce. Wpisałem w wyszukiwarkę frazę: „kwatery prywatne Kościerzyna”. Pierwsza strona (nie licząc reklam), a więc bardzo dobrze wypozycjonowana, pokazała 60 ofert. Żadna z nich nie reklamowała możliwości opłacenia noclegu bonem turystycznym i to pomimo tego, że pośród nich znalazło się kilka samodzielnych gospodarstw agroturystycznych. Nie chcą pieniędzy? Dziwne, prawda?  https://e-turysta.pl/kwatery-koscierzyna/

Jednak w kontekście tego, co napisałem wyżej, to akurat wcale, a wcale tak dziwne nie jest. Jeśli ktoś ma skorzystać z usług webmastera (często odpłatnie), uruchomić profil zaufany, wypełnić kilka zgłoszeń, walczyć z zawieszającymi się systemami informatycznymi, (choć pewnie teraz rzadziej niż w okresie uruchamiania tarczy antykryzysowej), a potem śledzić, czy znalazł się na liście Polskiej Organizacji Turystycznej, a potem napisać jeszcze odwołanie, to często po prostu rezygnuje. Wiele gospodarstw agroturystycznych, a zwłaszcza kwater, prowadzą starsi ludzie, dla których przebrnięcie przez stos papierów może i nawet byłoby możliwe, ale przez stos plików elektronicznych, już nie. 

Talon na balon, czy coś więcej?

Jednak pomimo, że będę polemizował z admiratorami tego biurokratyczno-socjalistycznego rozwiązania, muszę uczciwie przyznać, że nie jest to do końca przysłowiowy „talon na balon”, bo z pewnością grupa osób, być może wcale nie tak mała, bon turystyczny sobie chwali. Zwłaszcza rodziny wielodzietne, dla których te 1500, albo dwa, czy trzy tysiące złotych, to zastrzyk finansowy umożliwiający w ogóle jakikolwiek wyjazd. Docenią ten „wakacyjny prezent” z pewnością osoby samotnie wychowujące dzieci oraz ci, którzy niedawno stracili pracę w wyniku zamknięcia gospodarki. Lepszy rydz, niż nic. Tyle tylko, że rozwiązania systemowe, jak obniżka podatku VAT, czy zwolnienie z opłacania ZUS dla przedsiębiorców, to znacznie prostsze i tańsze sposoby, by ulżyć tak rodzinom, jak szerzej rozumianej branży turystycznej. Tymczasem Rząd zdecydował się na kolejny ruch marketingowy, bo jak się okazuje niemal połowa, a według niektórych badań nawet znacznie ponad połowa Polaków nie wie, że płaci VAT. Często są przekonani, że to taki podatek, który dotyka wyłącznie przedsiębiorców… Jak więc ich przekonać, że są lepsze rozwiązania, niż ten „pewny wróbel w garści”, którym jawi się Polski Bon Turystyczny? Rząd coś im przecież „dał”, a to nie to samo, jeśli ich z czegoś zwolnił. Wiadomo, że ten kto daje i zabiera to… itd. A przecież, żeby dać musiał najpierw zabrać, bo Rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy, o czym również większość obywateli nie wie. Naprawdę! Widzimy, że łyknęli jak pelikan cegłę te 35 nowych podatków (część pod nazwą „opłat”) wprowadzonych w ciągu 5 lat, no bo przecież dali 500+, 300+, 13, 14-te, a może i kolejne, emerytury, a do tego jeszcze bon. Nie ma już słynnego hasła „wystarczy nie kraść”, bo to się jakoś generalnie „nie przyjęło”. Kraść w tej, czy innej formie widać trzeba. Jak wielokrotnie przypominał Janusz Korwin Mikke, że Rząd bezkarnie robi to, za co przeciętnego człowieka wsadza się do więzienia – na przykład za dodruk pieniędzy. Czym jest inflacja powodowana przez bank centralny, jak nie zwyczajną, ordynarną kradzieżą wykonywaną właśnie w taki sposób, że pozbawia się walutę siły nabywczej? Fiskalizm, tworzenie zbędnych struktur urzędniczych etc., to przecież również kradzież pieniędzy podatnika. 

Ok. Niech będzie, że bon turystyczny, podobnie jak 500+, jest formą zwrotu ukradzionych wcześniej środków. Z tym już polemizował nie będę. Pytanie tylko, czemu dotyczy tylko „wybrańców” oraz dlaczego pozbawia się takiej możliwości wielu małych przedsiębiorców, którzy mogliby skorzystać z lepszych rozwiązań, a z bonu nie będą mogli, a jeśli nawet, to w bardzo ograniczonym zakresie? 

No, cóż… Nie zawsze wszystko się udaje, Tuwimowi w cytowanym wierszu „Lokomotywa”,  też nie wyszło całkiem dobrze, bo przecież napisał m.in. coś takiego:

„I pełno ludzi w każdym wagonie, a w jednym krowy, a w drugim konie…”. 

Z Tuwimem polemizować się już nie da. Być może wiedział coś, czego my nie wiemy…  W sumie, kiedy popatrzy się na rządzących, to i człowieka-krowę i człowieka-konia dałoby się pewnie znaleźć. Ten pierwszy, to taki, co nie zmienia poglądów, no, a koń? 

Koń jaki jest, każdy widzi…

Related posts
PolemikiSportZdrowie

Czy sportowcy dali się wykorzystać?

17 Mins read
Kto najbardziej efektywnie przyczynił się do rozpropagowania „skutecznych i bezpiecznych eliksirów”?
PolemikiSport

Powrót z tarczą i co dalej?

6 Mins read
EkonomiaPrawoUbezpieczenia

Kolejny skandal w PZU! Kto zjadł tort?

9 Mins read