Nie od dziś wiadomo, że Polacy leki łykają jak świeże bułeczki, a suplementy jak kolorowe żelki… Polski rynek suplementów to studnia bez dna i prawdziwe Eldorado dla ich producentów. Niesłabnące zainteresowanie klientów jeszcze mocniej wpływa na budżety reklamowe firm farmaceutycznych, które aż 95% wydatków reklamowych przeznaczają na promocję suplementów i parafarmaceutyków.
Ile jest wart rynek suplementów w Polsce? Bagatela… 4,4 mld w 2017 roku i, jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny, w niedługim czasie osiągnie 5 mld złotych.
Kapsułka na porost włosów, regenerację paznokci, plaster wspomagający odchudzanie czy pigułka na poprawę krążenia… Tysiące preparatów na rynku, które nie przeszły żadnej procedury, badań, testów jest dostępnych na wyciągnięcie ręki. Półki w marketach uginają się pod ciężarem coraz większej ilości kolorowych opakowań… Preparaty na każdą dolegliwość, bez recepty. Nic, tylko kupować!
Wyniki badań mam w normie ale kilka kilogramów w nadmiarze, więc niezwykle kusząco brzmi reklama: „skuteczne plastry odchudzające!”:
„Nigdy więcej żmudnych treningów i głodówki!”
„Spalają tłuszcz w szalonym tempie”
„Nie wymagają ćwiczeń i restrykcyjnej diety”
I prawie zawsze są w mega promocji.
Przez 30 dni będę naklejać plasterki na ciało i zrzucę kilka kilogramów… No jak nie kupić? Ponoć tylko naturalne składniki. Jednak poza informacją, że bezpieczne dla zdrowia, nie ma żadnej szczegółowej informacji co do składu. Kilka trików reklamowych i biznes się kręci…
(…) wydaje nam się, że jesteśmy w bardzo złej kondycji, bo prawdopodobnie usłyszeliśmy to w reklamie i myśli wirują: „wypadają mi włosy”, „nie mogę spać w nocy”, „chyba ostatnio bardziej się pocę”, „na pewno jest ze mną coś nie tak”. A, że do lekarza w czasie COVID trudno się dostać, to najłatwiej sięgnąć po to, co podane jest na tacy prosto z telewizora.
Czy to jest legalne?
W Polsce nie ma przepisów regulujących sprzedaż suplementów. Na podstawie obowiązujących procedur, na rynek można wprowadzić wszystko, co ładnie wygląda i ma świetne hasło reklamowe. Przyjrzyjmy się zatem jak wygląda procedura rejestracji nowego suplementu, aby można było sprzedawać go na polskim rynku.
Zacznijmy od początku, bo to kwestia kluczowa: czym są suplementy diety? Nie są lekami, a produktami sklasyfikowanymi jako środki spożywcze! Podstawą wprowadzenia suplementu na rynek jest dokonanie notyfikacji (to nic innego jak rejestracja) w Głównym Inspektoracie Sanitarnym (GIS).
Notyfikacja (rejestracja) suplementów diety w GIS:
- może zostać dokonana jeszcze przed wprowadzeniem produktu na rynek lub w momencie jego wprowadzania,
- jest dokonywana na specjalnym formularzu elektronicznym udostępnianym na stronie GIS – należy go wypełnić online i przesłać drogą elektroniczną,
- notyfikacja nie wymaga oczekiwania na odpowiedź GIS.
Złożenie notyfikacji, czyli de facto rejestracja suplementu, pozwala zgodnie z prawem wprowadzić go do obrotu. I już! Nowy suplement hop na półki! Proste? Proste.
Do koszyków w marketach, sieciówkach, aptekach wrzucamy rocznie 190 mln opakowań suplementów diety, które zdaniem producentów mają cudowne właściwości: pomagają się skoncentrować, chudnąć, wzmagają apetyt, powstrzymują pocenie się. Na sprzedaży suplementów zarabia się krocie, bo w ich skład nie wchodzą innowacyjne i drogie w produkcji substancje chemiczne, a ich reklamy nie są opatrzone informacją o konieczności skonsultowania się z lekarzem lub farmaceutą.
Pomagają czy szkodzą?
Czy suplementy mogą szkodzić? Narodowy Instytut Leków ostrzega, że suplementy wyglądają jak farmaceutyki, ale z prawdziwymi lekami nie mają nic wspólnego, mogą być produkowane w złych warunkach i zawierać zanieczyszczenia. Jak wynika z badań Ewy Widy-Tyszkiewicz z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przyjmowane w dobrej wierze suplementy diety mogą być szkodliwe dla organizmu. Na przykład preparaty wielowitaminowe, zamiast przedłużać życie, mogą zwiększać ryzyko raka gruczołu krokowego czy płuc. W raportach Najwyższej Izba Kontroli z 2017 roku na temat jakości suplementów pojawiły się informacje, które są wyjątkowo szokujące. Kontrolerzy NIK znaleźli w składzie wybranych próbek probiotyków:
- chorobotwórcze bakterie kałowe,
- substancje rakotwórcze,
- składniki powodujące zakażenia dróg oddechowych,
- alergeny i grzyby,
- substancje psychoaktywne o działaniu narkotycznym, podobnym do amfetaminy
- środki działające jak pigułka gwałtu, dostępne w sprzedaży internetowej (z powodu których zostało nawet wszczęte śledztwo)
- nie wszystkie preparaty zawierały deklarowaną przez producentów ilość dobroczynnych kultur bakterii (nierzadko nie było ich prawie wcale).
Według ekspertów NIK polskie przepisy dotyczące suplementów diety pozwalają na to, że zanim stosowne służby przebadają nowy środek może minąć nawet 7 lat. Producenci suplementów mogą sprzedawać swoje produkty już od chwili zgłoszenia ich do inspekcji sanitarnej. W Głównym Inspektoracie brakuje zaś inspektorów czuwających nad tym, by nowe preparaty nie zagrażały bezpieczeństwu konsumentów. Mimo, że na polski rynek trafia około pół tysiąca suplementów diety miesięcznie, to ich weryfikacją zajmuje się zaledwie 7 pracowników.
Czy jesteśmy w tak bardzo złej kondycji zdrowotnej, że musimy zasilać się taką ilością suplementów? Być może problem polega na tym, że wydaje nam się, że jesteśmy w bardzo złej kondycji, bo prawdopodobnie usłyszeliśmy to w reklamie i myśli wirują: „wypadają mi włosy”, „nie mogę spać w nocy”, „chyba ostatnio bardziej się pocę”, „na pewno jest ze mną coś nie tak”. A, że do lekarza w czasie COVID trudno się dostać, to najłatwiej sięgnąć po to, co podane jest na tacy prosto z telewizora.
Tylko lekarz na podstawie badań zapisze lek na uzupełnienie braków, w odpowiednich ilościach i proporcjach. Leki zawierają substancję lub mieszaninę substancji, posiadającą właściwości zapobiegania chorobom bądź ich leczenia. Natomiast suplementy są klasyfikowane jako środki spożywcze, które stosuje się w celu uzupełnienia diety. Znając różnicę między zasadami kontroli suplementów oraz leków i mając świadomość ich składu, dużo łatwiej będzie podjąć decyzję przy półce. Pozostaje jedynie kwestia rozróżnienia obu produktów. Nie jest to trudne, ponieważ tuż przy nazwie handlowej zamieszczony jest zwrot „suplement diety” lub „lek wydawany bez recepty/produkt leczniczy wydawany bez przepisu lekarza – OTC” (ang. over-the-counter drug). Istotną informacją zawartą na opakowaniu jest również numer pozwolenia na dopuszczenie leku do obrotu, który znajduje się wyłącznie na lekach. Na suplemencie nie jest on obecny, ponieważ prawo nie wymaga rejestracji, ani szczegółowych informacji mogących zagwarantować jakość, skuteczność czy bezpieczeństwo stosowania tego produktu.
Przedawkowanie
Przykładowe przedawkowanie witaminy D może doprowadzić do osiągnięcia toksycznego stężenia i wystąpienia hiperkalcemii (zwiększone stężenie wapnia we krwi) powodującej zwapnienie serca, nerek, płuc, naczyń krwionośnych. Hiperwitaminoza przejawia się osłabieniem, sennością, depresją, bólami głowy i brzucha, spadkiem apetytu, biegunkami lub zaparciami, wymiotami, kamicą nerkową, wielomoczem.
Magnez to pierwiastek, który dzięki swej budowie, ma ogromny wpływ na prawidłowe funkcjonowanie całego organizmu. Jego niedobór prowadzi do problemów ze zdrowiem, ale nadmiar także jest szkodliwy. Przedawkowanie magnezu wiąże się z poważnymi konsekwencjami takimi jak zatrzymanie akcji serca lub całkowite porażenie mięśni. Dla uzupełnienia niedoboru magnezu nie zawsze trzeba suplementować się syntetycznym preparatem, czasem wystarczy wzbogacić swój jadłospis o banana, awokado, gorzką czekoladę czy rybę wędzoną.
A jeśli już nie chcemy rezygnować z posiadania i używania suplementów, to warto sprawdzać ich skład pod kątem szkodliwych składników. Do najczęściej stosowanych należą
Stearynian magnezu (lub inaczej sole magnezowe kwasów tłuszczowych) w składzie suplementu może zmylić. W końcu to chyba dobrze, jeśli w preparacie znajduje się magnez? Niestety, nie w tym wypadku. Stearynian magnezu to związek chemiczny, którego nasz organizm nie trawi. Może więc osadzać się na ścianach jelit tworząc nieprzepuszczalną powłokę, kumulować się w organizmie, a przez to hamować wchłanianie substancji odżywczych. „Przytępia” też działanie układu odpornościowego. Stearynian magnezu (czasem w składzie znajdziemy go jako „sole magnezowe kwasów tłuszczowych”) dodaje się do tabletek, bo dzięki niemu są gładsze i nie lepią się w opakowaniu lub przy produkcji.
Nabłyszczacze, wypełniacze i „poprawiacze konsystencji” to substancje, które można znaleźć w wielu suplementach. Szczególnie dotyczy to tabletek i drażetek. Karboksymetyloskrobia sodowa to wypełniacz, który fermentując w jelitach wywołuje biegunki i gazy (podobnie działa guma ksantanowa i guma guar). W suplementach zwiększa ryzyko chorób jelit i stanów zapalnych.
Difosforany to dodawane do wielu tabletek emulgatory, które mogą wpływać prawidłowy metabolizm, a do tego zmniejszać przyswajanie wapnia, żelaza i magnezu.
Stosowane w suplementach jako konserwanty i stabilizatory fosforany, można znaleźć też w napojach gazowanych, wędlinach i serach, dla zwiększenia ich ilości i poprawy wyglądu. Według badaczy, we współczesnej diecie wraz z przetworzoną żywnością dostarczamy ich sobie zbyt wiele, a zbyt dużo fosforanów może sprzyjać alergiom i niewydolności nerek oraz przedwczesnemu starzeniu się organizmu. A przecież witaminy i minerały powinny pomagać… Wybieraj więc te bez konserwantów i stabilizatorów.
Utwardzony olej sojowy to jeden z najpopularniejszych wypełniaczy stosowanych w kapsułkach (np. z witaminą E czy tranem). To dokładnie ten tłuszcz, którego powinniśmy unikać w diecie! Rafinowane, utwardzane oleje są bardzo niekorzystne dla zdrowia: zwiększają szansę zawału, nadciśnienia krwi i chorób serca. Blokują też wchłanianie korzystnych dla zdrowia kwasów tłuszczowych i mogą źle wpływać na układ nerwowy.
Zielone, fioletowe, czerwone i różowe tabletki to w aptece norma. Jak uzyskuje się te piękne kolory? Za pomocą sztucznych barwników i aromatów, takich jak alergizująca żółcień pomarańczowa, wywołująca raka wątroby żółcień chinolinowa, wytwarzana z owadów koszenila czy podrażniający tlenek żelaza.
Kolejne niepotrzebne w składzie suplementów substancje to sztuczne aromaty. Odpowiadają one średnio za 11,5 % wszystkich alergii. Do syntetycznych suplementów producenci są zmuszeni dodawać syntetyczne aromaty nie zważając na to, że u wielu osób podatnych na alergie powodują wysypki, podrażnienia, mdłości, katar czy swędzenie skóry.
Może to być zaskakujące, ale w wielu suplementach można znaleźć szelak. To substancja produkowana z odchodów owadów żyjących na drzewach szelakowych. Produkuje się z niego werniks, lakiery do paznokci, kleje, kit do okien, lakiery i…nabłyszcza się nim otoczkę suplementów, które mają mieć działanie prozdrowotne.
Warto także zastanowić się, jak producenci uzyskują powłokę kapsułek z witaminami? Najczęściej to pozyskiwana ze skór i kości świń żelatyna wieprzowa, co akurat w przypadku wegetarian i wegan może mieć duże znaczenie.
Celem suplementacji jest uzupełnienie niedoborów diety. Szukając w suplementach ratunku dla samodzielnie zdiagnozowanych problemów pamiętajmy, że nadmiar zawsze szkodzi. I nie wszystko złoto, co się świeci. No chyba, że należymy do łasuchów, wtedy na cukierek w kolorowym papierku, a tym bardziej wzbogacony o witaminę C chętnie wydamy nasze pieniądze.