PrawoZdrowie

Covidowe kłamstwa w natarciu!

22 Mins read

„Szkoły są bardzo ważnym elementem utrzymania ciągłości życia gospodarczego, ale one są rozsadnikiem epidemii.”

– powiedział pan minister 22 października. 

„Dzieci przechodzą to bezobjawowo, przynoszą do domów. To nie jest tylko hipoteza”

– dodał minister zdrowia Adam Niedzielski w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.

Kłamali, kłamią i nigdy nie przestaną kłamać? Pan minister plącze się w zeznaniach, a logiki nie ma w tym za grosz. Pewnie nadal wierzą, że tzw. „ciemny lud” to kupi. Stwierdzenie specjalisty od medialnej propagandy okazuje się wyjątkowo trafne. W istocie, akurat w tym zakresie, wcale się nie mylą! Ludzie zaczynają dzień od sprawdzenia wyników, ale nie żadnych gier liczbowych, ale zakażeń. Chociaż to także gra, z tym, że nie da się w nią nic wygrać. Ściślej, nie da się, będąc po stronie przeciętnego czytelnika, czy słuchacza wiadomości. Ci, którzy są organizatorami tej wielkiej hucpy, już swoje zarobili, a niektórzy „kręcą lody” nadal. Przecież maseczkomaty działają, przyłbice sprzedają się nieźle, a psychoza nakręca handel, przynajmniej takimi artykułami. Wypada mieć nadzieję, że za chwilę nie będą to jedyne przedmioty, które będzie można nabyć bez problemu. 

Chwila nieuwagi i mamy od soboty całą Polskę znów czerwoną. Zupełnie jak za komuny… Trochę to gorzka ironia, ale czy rzeczywiście? Tabuny ludzi, którzy wierzą w korona-ściemę, gotowi są nawet oskarżać Rząd o zbyt leniwe działania i zbyt mały radykalizm w walce z rzekomą pandemią. Zaraz ktoś, czytając te słowa żachnie się, że kolejny foliarz i płaskoziemca się pojawił, no bo przecież trupy leżą już prawie na każdej ulicy, szpitale pełne, ruszyła budowa polowych, a ten śmie pisać o jakiejś ściemie. Co za brak delikatności?! 

Czyżby? Jeżeli już o empatii i delikatności właśnie, to może należałoby zacząć jednak od tych, którym władza zabrała możliwość leczenia i normalnego dostępu do tak zwanych procedur medycznych, co już skutkuje tragediami, ale musi przełożyć się wkrótce na zwiększoną liczbę zgonów. W przyszłym roku, jak alarmują onkolodzy, umrze z tego powodu co najmniej 12,5 tysiąca pacjentów. Szacunki są bardzo ostrożne, bo niektórzy są zdania, że będzie to nawet 25-30 tysięcy chorych i to tylko z powodu nowotworów! Pan dr Paweł Basiukiewicz – kardiolog, zwrócił uwagę w programie Jana Pospieszalskiego, że u niego na oddziale nie wykonano w ciągu ostatniego półrocza ANI JEDNEGO zabiegu ablacji. W poważnych stanach arytmii serca, jest on niezbędny, a dotąd wykonywano ich kilkadziesiąt w miesiącu. Co dalej? Ilu tych pacjentów zostało skazanych na śmierć? A mówimy o jednej placówce medycznej! Przenieśmy to na resztę kraju. Co z pozostałymi schorzeniami kardiologicznymi, pulmonologicznymi i innymi w całej Polsce? Da się z tym jakkolwiek polemizować? Czy rodziny pacjentów, którzy byli wożeni karetką od szpitala do szpitala, bez pomocy przez wiele godzin, gdyż nie mieli testu na koronawirusa i w końcu przypłacili to życiem, jak choćby 28-letnia kobieta w ciąży, czy 11-latka po zachłyśnięciu się wodą, już nie zasługują na współczucie? Bo nie zmarli na covid, tylko przez covid? Czyż to nie jest skandal? Niech mi nikt nie próbuje wmówić, że życie jakichkolwiek ludzi pozbawionych opieki z powodu zamknięcia służby zdrowia jest mniej warte niż to, które się zakończyło w wyniku tak modnego w obecnym sezonie koronawirusa. Zwłaszcza, że wciąż nie wiemy ile zgonów z powodu Covid-19 miało miejsce naprawdę. Ministerstwo Zdrowia podało we wrześniu łączną liczbę ofiar, bez tzw. chorób współistniejących. Ile? 311 osób, obecnie pewnie około 400, a więc średnio 2 zgony dziennie! Czy ktoś kiedyś słyszał o podobnej epidemii? Zapytam inaczej. Czy gdyby nie media i całe to maseczkowe szaleństwo, zauważyłbyś, że jest w kraju jakakolwiek pandemia? 

Pandemia medialna ma się dobrze

W Polsce każdego dnia umiera ponad 1150 osób. Czy ktoś pochylał się z taką troską nad innymi chorymi i uczestnikami różnych wypadków ze skutkiem śmiertelnym? Nie słyszałem nigdy podobnego komunikatu w mediach: 

„Dziś w naszym kraju zmarło 1140 osób, z czego 315 na nowotwory, 28 na cukrzycę, 511 na choroby układu krążenia, 33 na zapalenie płuc, 41 na grypę, 9 zginęło w wypadkach, a 110 z powodu smogu, 91 zmarło na nerki i 2 na Covid-19”

Słyszeliście coś takiego? Nie? To co sprawia, że wszyscy na dźwięk słowa Covid nagle drętwieją i przestają racjonalnie myśleć? Informacja jest lepiej „obudowana” propagandowo? Oczywiście! Prezenter z przejęciem i powagą w głosie oznajmia, że oto właśnie padł kolejny rekord i dziś mamy już ponad 10.000 tysięcy zakażonych! Co jakiś czas jeszcze się z lekkością „pomyli”, jak nasz minister Niedzielski, mówiąc „chorych”, zamiast „zakażonych”. To już Armagedon! Zmarło 91 osób. Wow! Faktycznie robi wrażenie… A 170 osób? Straszne!

Warto rozebrać tę manipulację na czynniki pierwsze. Dokąd testowano 10-15 tysięcy osób dziennie, tylko około 3-4% wyników było dodatnich. Test PCR kompletnie nie nadaje się do celów diagnostycznych, co powiedział sam Kary Mullis, twórca metody, a fakt że jest zbyt czuły i daje fałszywie dodatnie rezultaty, podkreślał jeszcze kilka lat temu sam jego niemiecki autor i promotor, prof. Christian Drosten. Co się stało, że teraz nagle zmienił zdanie? No, nie całkiem ”teraz”, bo historia jest taka, że wysłał swój test do WHO w ostatnim dniu grudnia 2019, a Światowa Organizacja Zdrowia, przyjęło metodę PCR w styczniu, jako podstawową, tylko na bazie symulacji komputerowych! Wówczas nie było jeszcze wyizolowanego wirusa, na którym dałoby się test sprawdzić w sposób obiektywny. No, ale jeśli za czymś stoi taki „promotor”, niczego nie trzeba się obawiać, a już najmniej, prawdy! Można kłamać do woli. Podobnie, zresztą, jak sam przewodniczący tej „szacownej” organizacji czynił na przełomie roku, kiedy wielokrotnie wprowadzał w błąd opinię światową na temat, najpierw wybuchu, a potem przebiegu, epidemii w Chinach.  

To tylko początek. Przyjmijmy jednak, nawet kompletnie wbrew oczywistym faktom, bo przecież wiemy, że test wykrywa koronawirusa wszędzie, nawet u zwierząt, w warzywach, czy owocach, lecz dla dalszych rozważań wyobraźmy sobie przez moment, że PCR jest wiarygodny. Cóż więc się takiego stało, że mamy nagle kilkakrotnie więcej zakażonych na każde 10 tysięcy przebadanych? Dość jasno zagadnienie przedstawił Paweł Klimczewski, współautor książki „Fałszywa pandemia”, który tworzy modele epidemiologiczne (a ten przedstawiony w marcu sprawdził się idealnie). Jeżeli przy zwiększonej liczbie testów, przekraczającej nawet 80 tysięcy dziennie, mamy tak duży wysyp pozytywnych, oznacza, że liczba nosicieli Sars-Cov-2 jest w naszym kraju po prostu wielokrotnie wyższa. Prawdopodobnie przekroczyła co najmniej 6 mln. To niemal pewne, gdyż od czasu wyborów prezydenckich nie było szczególnych restrykcji, nie licząc tych kretyńskich kagańców, które działają na koronawirusa dokładnie tak samo, jak siatka ogrodzeniowa na komary. Ludzie kontaktowali się ze sobą i co jest naturalne, ten, jak i inne wirusy przenosiły się, co również nikogo dziwić nie powinno, bo tak się dzieje od zawsze. Akurat ten koronawirus, co już wiemy na pewno, nie jest bardziej groźny od innych, a śmiertelność z jego powodu, gdyby przyjąć nawet, że powoduje więcej zgonów niż podaje Ministerstwo Zdrowia, nie przekracza 0,3%. Najpewniej jest jeszcze o wiele niższa, gdyż liczba nosicieli może po 8 miesiącach sięgać nawet 1/3 populacji. I to akurat, wbrew pozorom, jest świetna informacja! 

Odporność zbiorowa nadchodzi?

Jak możesz pisać, że to dobra wiadomość?! – wrzaśnie jakiś namiętny oglądacz programów informacyjnych. – Przecież zmarło kolejnych 91 osób! I to tylko jednego dnia! 

Nieprawda! Zmarło, jak już wspomniałem, znacznie ponad 1100 osób, z czego być może 7 na Covid-19. Aż siedem? Tutaj bym się nie upierał, bo bardzo chciałbym najpierw zobaczyć wyniki autopsji. Póki co, nie wiedzieć czemu, Ministerstwo nie odpowiedziało dotąd na kolejne listy profesora Ryszarda Rutkowskiego, czyli nawet nie wiemy ile sekcji rzeczywiście wykonano w Polsce z tytułu zgonów na Covid-19 na przestrzeni ostatniego półrocza. Problem nie leży w tym ilu mamy zarażonych, jeśli od 80 do nawet 95% z nich przechodzi „chorobę” bezobjawowo. Kłopotem jest wysoka indolencja państwa, być może zamierzona, gdyż przez ponad 7 miesięcy nie udało się jeszcze wykonać badań przesiewowych, aby stwierdzić, jaka jest faktyczna skala zagrożenia. Co otrzymaliśmy w zamian? Żółte i czerwone strefy, z naciskiem na czerwone, bo właśnie żółte już od soboty znikają. Kolejne zamrożenie gospodarki, tym razem pod hasłem, że to nie żaden lockdown, tylko „idziemy środkiem”. Można napisać dosadnie, że płyniemy w centralnym ścieku, tyle, że wzorem niedościgłym dla Premiera Morawieckiego są państwa, które ogłosiły stan wyjątkowy, jak Słowacja, czy Czechy. Zresztą zrobiły to z powodów bliżej nie znanych, ponieważ statystyki, nie licząc oczywiście zwiększenia samej liczby testów, żadnego poważniejszego zagrożenia nie pokazywały. Słowacy zrobili to przy 48 ofiarach Covid-19 przez pół roku, z czego prawdopodobnie bez chorób współistniejących było ich ledwie kilka. Czy to jakaś epidemia?! No, ale już po ogłoszeniu obostrzeń liczba zgonów skoczyła na 61, a potem jeszcze wyżej. Samosprawdzająca się prognoza działa, jak widać, świetnie. W Polsce również. Minister Niedzielski, już bez żadnej żenady, mówi nie o zakażeniach, tylko o zachorowaniach! To bezwzględnie trzeba zgłosić do prokuratury, bo straszenie ludzi i próba wywołania paniki, są karalne i górne zagrożenie sięga 8 lat pozbawienia wolności. Tym nie mniej fakt, że liczba osób, które miały kontakt z wirusem wielokrotnie wzrosła, to, powtarzam raz jeszcze, wiadomość fantastyczna! Za chwilę uzyskamy jako społeczeństwo odporność zbiorową, którą widzimy w Szwecji, gdzie niemal nikt już nie umiera z powodu Covid-19. Oczywiście, wszystko to pod warunkiem, że ten wirus taką odporność daje, co jest mocno wątpliwe, o czym będzie jeszcze niżej. Ale fakt, że uczymy się żyć z nowym koronawirusem, to bezsprzecznie jest pozytyw. Byłby oczywiście o wiele większy, gdyby władze nie chciały wykorzystywać go, w tak cyniczny sposób, dla swych niecnych celów.

Fake newsy i prosty rachunek

Gdy dziś, po roku od rozpoczęcia całej „pandemii” w Chinach, z Państwa Środka wypływają krótkie filmy pokazujące, jak to „nieboszczycy” pakowani w worki sami pomagają od wewnątrz te worki przy pomocy suwaka zamykać i gdy znamy historię trumien z Bergamo, które w rzeczywistości pochodziły z Lampeduzy, a na jaw wychodzi coraz więcej podobnych manipulacji, chyba nikt przy zdrowych zmysłach już nie wątpi, że cos tu jest „nie halo”. Jeżeli ta argumentacja kompletnie do Ciebie, drogi Czytelniku, nie przemawia, bo to niby jakieś teorie spiskowe itd., może spróbuj odpowiedzieć sobie na proste pytanie: Jak to możliwe, że ponad 65.000 kasjerek sieci Biedronka, które obsługują od 100 do ponad 200 klientów każdego dnia, jakoś się dotąd nie zaraziło. Ani jednego przypadku koronawirusa?! W całej Polsce? Nawet jeżeli podzielisz tę liczbę przez 3, bo w sklepach jest jednak system zmianowy, to licząc tylko 150 klientów na kasjerkę, daje przez 7 miesięcy minimum 650 mln kontaktów! I nic? Jak to? No, właśnie! A gdyby tak policzyć jeszcze interakcje pomiędzy samymi klientami, których musi być więcej, bo przecież „zderzają się” ze sobą czasem nawet wielokrotnie, nie tylko w kolejce przy kasie? Jaki inteligentny koronawirus? Brawo! Łaskawy niezmiernie był też w trakcie wieców wyborczych. Urzędujący prezydent odbył setki spotkań i uścisnął tysiące dłoni. O Krzysztofie Bosaku, który fotografował się przez wiele godzin z każdym chętnym wyborcą, nawet nie ma co wspominać, bo tam jeszcze należałoby doliczyć co najmniej kilka osób ze sztabu. Inni kandydaci czynili podobnie. Czy komuś coś się stało? Czy słyszeliście o choć jednej zarażonej osobie na nie mniej licznych wiecach, które przetoczyły się ostatnio przez Polskę 10.X, gdzie demonstracje związane z zamykaniem gospodarki i zamordyzmem odbyły się w 50 miastach? A co z protestami z Berlina, w których wzięło udział ponad milion ludzi? Żadnych zakażeń? Nikt się nie dziwi, ponieważ Premier powiedział latem, że wirus już groźny nie jest? 

Liczba absurdów rośnie!

Absurdy, których nie wymyśliłby raczej nawet sam Stanisław Bareja, jak choćby konieczność noszenia maseczki od wejścia do lokalu do stolika w każdej restauracji, ale po zajęciu miejsca już nie, czy zamykanie pubów o 22-ej, jakby ten wirus nagle zwiększał swoją aktywność wieczorem, a w lokalach gastronomicznych poruszał się wyznaczoną trasą, a dokładniej tylko pomiędzy stołami, lecz w trakcie konsumpcji odpuszczał, bo przecież jak można zakażać klientów, którzy zapłacili za posiłek, czasem nawet całkiem nie mało… Inna głupota? Proszę bardzo – noszenie maseczki na pustej ulicy, ale w parku już nie, pomijając sam idiotyzm z zakładaniem kagańca w jakimkolwiek miejscu i czasie przez ludzi zdrowych, chociaż wiadomo, że maseczka przed wirusem uchronić w żaden sposób nie może (o czym niżej). Czy to wszystko za mało, by skierować cały Rząd i projektodawców durnych i szkodliwych przepisów, na jakieś badania psychiatryczne? 

A jednak społeczeństwa wielu krajów, w tym Polski, przeważnie nie tylko pokornie stosują się do tak absurdalnych zaleceń, ale obywatele dość chętnie donoszą na innych, albo wręcz atakują ludzi, którzy się do debilizmu stosować nie chcą. Nie ma dotąd nawet cienia dowodu, (a szukałem przez kilka miesięcy), że maseczka bawełniana, czy ze sztucznego tworzywa, w jakikolwiek sposób zatrzymuje koronawirusa, wyłączając po części model N95, o czym pisałem tutaj. To jedyny obecnie dostępny w Polsce, wraz ze znacznie mniej skutecznymi europejskimi odpowiednikami – FFP1, FFP2 i FFP3, typ maski względnie (bo niewielkim stopniu) zabezpieczający przed wirusem. Te chirurgiczne są już wielokrotnie mniej skuteczne, a pozostałe wcale. Można zapytać ile osób stać na maseczkę N95 (około 5 zł) i jej zmienianie w zalecanym trybie  (czyli bez aktywności fizycznej, co 3 godziny) i kto to robi? Warto przy okazji zwrócić uwagę, że maseczki FFP zatrzymują dość skutecznie wirusy o wielkości powyżej 300nm, co pokazuje poniższa tabela zaczerpnięta z publikacji na stronie Medicover.pl. To ilustracja wyników badania, jakie przeprowadził Centralny Instytut Ochrony Pracy – Państwowy Instytut Badawczy 1950-2020 w marcu br.

Jeśli ktoś nie wie, to przypomnę, że wielkość koronawirusa Sars-Cov-2 zawiera się w przedziale 90-140 nanometrów, a więc swobodnie przechodzi przez tego typu maseczki, chociaż jakaś część patogenu może zostać zatrzymana w przypadku kaszlu, gdyż wirus znajdzie się w kroplach, większych niż odstępy pomiędzy włóknami maski. Niestety, w przypadku aerozoli już tak różowo nie jest, a trzeba dodać, że przy kichaniu, powietrze wydostaje się z nosa z prędkością blisko 400 km na godzinę, więc żadna maseczka, prócz wojskowej, tego nie wytrzyma. Trzeba też pamiętać o wilgotności środowiska, w którym namnażają się bakterie, co sprawia, że podobnie jak w przypadku innych nie zmienianych odpowiednio często maseczek, po 4 godzinach będziemy mieli do czynienia z niezłą bombą biologiczną. Czemu lekarze jakoś nie mówią o tym zagrożeniu zbyt często, a nikt przecież nie sprawdza kiedy właściciel maski zmieniał ją ostatnio. Niektórzy robią to raz na 3 tygodnie!  

Dowody dla dyletantów

Zwolennikom noszenia kagańców, wśród których jest nawet wielu profesorów medycyny, powołujących się na badania Georga Rutheforda, który wraz z Monicą Ghandi starał się wykazać, że istnieje coś takiego jak graniczna skuteczność dawki patogenu i że osoby zakażające, które noszą maseczki, zakażają jakby nieco mniej, bo znakomita część wirusów zostanie przez te maseczki zatrzymana, warto zadedykować właśnie powyższą tabelę. W artykule z Medonet.pl przywoływano nawet historię argentyńskiego statku, na którym liczba zakażeń bezobjawowych wyniosła 81%, więc w stosunku do innych pływających jednostek, gdzie pasażerowie nie nosili maseczek, było to o ponad 60% więcej. Innymi słowy, na pozostałych statkach, aż 80% zakażeń miało poważniejszy przebieg. Przykłady te są kuriozalne z co najmniej dwóch powodów. Nie trzeba być profesorem medycyny, aby rozumieć, że na taki czy inny przebieg zakażenia ma wpływ szereg innych czynników, wśród których jest m.in. wiek pasażerów poszczególnych jednostek, indywidualna odporność organizmu, czas przebywania w danym środowisku itd. Do tego trzeba dodać, może nawet przede wszystkim to, że test PCR pokazuje dość dowolne dane i nie wiadomo jakie wirusy znajduje. Test, który nie ma żadnej walidacji pokazuje, jak już wspominałem, wyniki fałszywe nawet w 94%, więc do jakichkolwiek tego typu porównań  trudno go używać. Jednak najważniejszy dla obalenia całej „misternej teorii” najprostszy wydaje się powód podstawowy, czyli informacja samego producenta maseczek. Jeśli on twierdzi, że splot nie może zatrzymać patogenu mniejszego niż 300nm, bo nawet tak dużych (jak np. wirus ospy) powstrzyma w mniej niż 100%, to chyba on, czy też instytut badawczy, który maseczki dokładnie przetestował, wiedzą lepiej? Opowieści dziwnej treści można wkładać między bajki. Manipulacja „ulubionego” przeze mnie Medonet-u jest jednak szczególna! Na czym polega? Otóż dokonano „drobnego retuszu” i żeby nie operować prawdziwymi rozmiarami patogenów, podano ile „cząsteczek” zatrzymują poszczególne modele maseczek. Jaka to różnica? DECYDUJĄCA! Owszem, kaszel jest okolicznością, w której nawet bawełniany kaganiec może mieć jakieś ochronne znaczenie, ale nie w przypadku ludzi zdrowych. Kiedy pisze się, że maska przepuści tylko jedną cząsteczkę, czytelnik może pomyśleć, że chodzi o jakąś procentową liczbę wirusów, albo może wręcz nawet o konkretną liczbę patogenów Sars-Cov-2, bo wynika to z nagłówka. Trzeba przyznać, że małym drukiem podano, że mowa jest o aerozolach o wielkości 2 mikronów, a w przypadku skuteczności domowych masek chodzi o wielkość 10 mikronów, ale autorzy pięknych infografik „zapomnieli dodać”, że 10 mikronów, to 10.000 nanometrów, czyli średnio 83 razy więcej niż rozmiar naszego koronawirusa. To tak, jakby zakładać, że mysz nie wejdzie przez otwarte drzwi do mieszkania, bo się nie zmieści… Czy w tej sytuacji w ogóle jakakolwiek polemika ze „specjalistami” z portalu Onet ma sens? Można tylko wzruszyć ramionami. Wstyd, że również naukowcy próbują w taki sposób manipulować opinią publiczną. A może sami w tę, urągającą podstawowym prawom fizyki, propagandę, uwierzyli? Byłoby to bardzo smutne… 

Słyszymy, że Rząd postanowił zadbać o nasze zdrowie. Czy ktoś naprawdę daje temu wiarę? Kiedy zamykane są kluby fitness i siłownie, kiedy dzieciom i młodzieży ponownie zabrania się wychodzenia z domu (wraca właśnie m.in. kretyński przepis, który nie pozwoli pod nieobecność rodziców wyprowadzić psa). Czemu należy mieć wątpliwości co do prawdziwych intencji władzy wykonawczej? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, spróbuj przypomnieć sobie ile minut w czasie, w sumie wielogodzinnych wystąpień, poświęcili ministrowie zdrowia (były i obecny) kwestiom wzmacniania odporności organizmu? Ktoś to sprawdził? Podpowiadam, około 15 sekund! Kiedy? Przy okazji otwierania lasów i zamkniętych parków. Minister dodał, że należy korzystać z nich „z umiarem”. Zero – na temat witamin, zdrowego odżywiania, regularnych ćwiczeń, etc. Czy więc zamykanie miejsc o podwyższonym rygorze sanitarnym w stosunku do sklepów, albo komunikacji miejskiej, ma jakikolwiek sens? Owszem, jeżeli przyjmiemy, że resztki zdrowia trzeba społeczeństwu odebrać i przy okazji zlikwidować kolejną branżę. Nie wierzcie w żadne „dobre chęci rządu”! Wiemy, co jest nimi wybrukowane..

Ministerstwo wybrało model włoski

Sprawa jest wygląda znacznie bardziej poważnie, niż nawet zamykanie poszczególnych branż, albo kwestia zakładania wszystkim kagańców, które ze zrozumiałych powodów, jak to  trafnie ujął 26 lutego tego roku na antenie Radia RMF FM, prof. Łukasz Szumowski, „nie chronią przed zakażeniem i nie wiadomo po co ludzie je noszą”. Jest niemal pewne, że szybkimi krokami zbliżamy się do realizacji modelu włoskiego, jaki znamy z Bergamo. Z tym wyjątkiem, że w Lombardii ćwiczono to po raz pierwszy na jeszcze żywym organizmie służby zdrowia, a przy okazji na organizmach ledwie żywych pacjentów, których wysyłano masowo na tamten świat. Słowo „wysyłano” nie jest, bynajmniej, przypadkowe, gdyż dziś z całą pewnością wiemy już, że to zła organizacja i błędy medyczne spowodowały tragedię. Jasne, że i media dołożyły sporo od siebie, co nie pozostaje już żadną tajemnicą, tym nie mniej, ludzie rzeczywiście umierali i wiadomo czemu tak się działo. Do Włoch pojechała delegacja polskich lekarzy, zatem bardzo trudno będzie dziś bronić tezy, że „nie byliśmy przygotowani”, albo „nie znamy przyczyn zgonów pacjentów w Bergamo”. Przeciwnie! To temat przewałkowany już na wiele sposobów. W tej rozmowie – pani Elżbieta Wierzchowska, która była tłumaczką w trakcie wywiadów z włoskimi specjalistami, a sama również przeprowadziła ich sporo, ujawnia szokujące fakty. Pod koniec marca, gdy zaczęto robić sekcje zwłok zmarłych pacjentów, okazało się, że mechanizm śmierci, co potwierdzili też patolodzy niemieccy i amerykańscy, wyglądał zupełnie inaczej niż sądzono. Czynnikiem powodującym utratę oddechu i bardzo silne niedotlenienie, zwłaszcza u starszych pacjentów, które kończyło się zwykle zgonem, spowodowane było sklejaniem się krwinek, czyli zakrzepicą. Mechanizm ten wyjaśnia dość szczegółowo profesor Piotr Kuna w przytoczonym przez Witolda Gadowskiego wywiadzie. Respiratory nie tylko nie pomagały, ale bardzo ostrożne szacunki podają, że przyczyniły się do śmierci 80% pacjentów. Co więcej, są lekarze (m.in. z America’s Frontline Doctors), którzy mówią wprost, że sama choroba jest wyleczalna na poziomie lekarza rodzinnego. Gdyby pacjentom zaordynowano heparynę, hydroksychlorochinę, kortyzol, a czasem też antybiotyk, aby uniknąć towarzyszących infekcji bakteryjnych, nie doszłoby do etapu, w którym chorego kieruje się na głębokie wentylowanie z użyciem respiratora. Znacznie lepsza byłaby wentylacja mechaniczna, do której urządzenie kosztuje nie 100 tyś. zł, jak średniej klasy respirator, ale 3 tysiące. Jest różnica? Ile takich urządzeń można kupić? No, właśnie… Ale nadal nie kupiono! Mało tego! Lekarze włoscy mówili o tym wszystkim już na początku kwietnia. Teraz kończy się październik i słyszymy, że w polskich szpitalach za chwilę zabraknie czego? Respiratorów! Czy to nie brzmi znajomo? Z czym mamy do czynienia? Czy właśnie realizujemy scenariusz depopulacji idący jeszcze dalej, niż sam „filantrop” Bill Gates by to sobie wymarzył? Zwany przeze mnie „Kill Bill-em”, „dobroczyńca” zamierza „pomóc” całej biednej (zwłaszcza bardzo biednej) ludzkości zmuszając poszczególne kraje do nabycia szczepionki, ale po co kupować aż tyle szczepionek, jeśli po „jesiennej drugiej fali” część będzie już niepotrzebna, bo są respiratory? Choć z drugiej strony, za jeden dzień pod respiratorem NFZ płaci szpitalowi 1054 zł, a szczepionka w hurcie kosztuje tylko około 4 dolarów, więc może nie trzeba się aż tak śpieszyć? Nie, nie! Eksperyment ze szczepionkami ludzie przeżyją (przynajmniej niektórzy) i to być może nawet, w lepszej lub gorszej formie, przez czas jakiś jeszcze na tym łez padole, zabawią, a po co płacić emeryturkę, skoro mamy już pacjenta w swoich łapkach? Czarny humor? A może nawet czarny PR? Bynajmniej! Jeżeli okaże się, że w wyniku braków, zaczną zabierać respiratory chorym na POChP, efekt może być jeszcze lepszy, bo podwójny. Miejmy nadzieję, że mimo wszystko do tego nie dojdzie, chociaż, kiedy się czyta o wezwaniu do odwoływania zabiegów, na które ludzie czekali często nawet wiele miesięcy, gdy np. w Siedlcach zamyka się szpital onkologiczny i kardiologiczny, to skóra cierpnie, a ręce i nogi opadają. 

Test jako paszport do (prze)życia

Justyna Socha przytoczyła niedawno w jednym z wywiadów w telewizji wRealu24 historię Pawła Szklarza, który spróbował „obejść system”. Żeby się dostać do szpitala, jako że drętwiała mu ręka, przyjął sugestię lekarki z teleporady. Powiedziała mu bez ogródek, że jeśli faktycznie chce trafić do szpitala, powinien wezwać pogotowie i wymienić jako jeden z objawów, który u niego występuje, duszność oraz dodać, że to może mieć jakiś związek z covidem. Rzeczywiście, ten model rozmowy zadziałał. Kiedy karetka zawiozła pacjenta do szpitala okazało się, że musi wypełnić covidową ankietę i podpisać, że jest podejrzany o to, że ma covid, dopiero wtedy zrobiono mu test, chociaż kolejność chyba powinna być odwrotna… W ciągu ponad 6 godzin oczekiwania na wynik nie dano mu jeść, pić, ani też nie pozwolono nawet skorzystać z toalety. Rozumiecie coś z tego, co tam się stało? Człowiek mógł przecież mieć zawał, a NIE ZROBIONO NIC! Nawet prostego EKG! Kiedy mężczyzna uznał, że ma już dosyć służby zdrowia w takim wydaniu i chce na własne żądanie opuścić szpital, skrępowano go pasami! Brawo! Trzeba było jeszcze poszczuć psem i pobić. Czemu nie? To jeden ze szpitali warszawskich, którego reklamować nie będziemy, ale podobnych przykładów jest obecnie znacznie więcej i to w całej Polsce. Pan Paweł salwował się ucieczką, bo udało mu się oswobodzić, a test okazał się akurat negatywny, więc nie będzie go ścigał sanepid i policja, ale mogło się skończyć znacznie gorzej… Doktor Anna Martynowska opowiadała o tym, jak przywiozła na pogotowie człowieka, którego ugryzł jej pies. Co teraz mamy zamiast opatrunku? Zgadliście! Ankietę. To jest najważniejsze, a reszta może poczekać. Nawet gdyby pacjent miał się wykrwawić. Tak wygląda obecnie przestrzeganie praw pacjenta w szpitalach i innych placówkach medycznych. Sam tego doświadczyłem, kiedy odmówiono mi wykonania spirometrii po dwóch miesiącach oczekiwania, tylko dlatego, że nie posiadałem kagańca. Mimo, że od wejścia do gabinetu zabiegowego jest 6 metrów i nie było w tym momencie w pobliżu żadnego innego pacjenta, a do spirometrii maseczkę i tak należałoby zdjąć (chyba, że już teraz również i w tym zakresie obowiązują inne standardy)… Łamanie Konstytucji przez urzędników i lekarzy jest powszechne. Więcej! Odbywa się na masową skalę! Paranoja podsycana przez łże-media trwa w najlepsze.

Obostrzenia – ucieczka do przodu

Kolejne obostrzenia niekonstytucyjnych dotąd działań i wysyłanie policji, zamiast do walki z przestępcami, do napaści na obywateli, to sytuacja jaką pamiętamy jeszcze z okresu stanu wojennego. Rząd żadnego z trzech stanów nadzwyczajnych (wojenny, klęski żywiołowej, wyjątkowy) przewidzianych Konstytucją, dotąd  nie wprowadził, a mimo to mamy w kraju pełzający stan wojny z własnym narodem. Wrogami publicznymi stali się obecnie antymaseczkowcy, napiętnowani tak przez media, jak przez telewizyjnych „profesjonalistów”, zwanych dla zmylenia przeciwnika – „ekspertami”. Tak! To ci sami „specjaliści”, którzy nie potrafią sklecić zdania, kiedy otrzymują konkretne pytania. Te same, na które MZ nie dało rady odpowiedzieć od maja, jak choćby tak banalne:

  1. Ile w Polsce przeprowadzono dotąd sekcji zwłok zmarłych na Covid-19?
  2. Czy obecność wirusa stwierdzano tylko w noso-gardle, czy w także w płucach?
  3. Czy zostały przeprowadzone w Polsce badania przesiewowe w kierunku Covid-19?
  4. W oparciu o jakie fakty naukowe nakazuje się noszenie maseczek zdrowym ludziom?

Nie ma też nadal odpowiedzi na wiele innych ważnych pytań, a można i pewnie należałoby, zadawać je godzinami. Jak choćby, czemuż to właśnie kupiono 465 razy droższy preparat, jakim jest Remdesivir, kiedy mamy u siebie produkowany w naszym kraju, chwalony przez klinicystów Arechin? Co się stało z pieniędzmi wydanymi na respiratory, które do kraju nigdy nie dotarły? Dlaczego nie można leczyć ludzi na covid w normalnych szpitalach, podobnie jak na grypę? Czemu zamyka się branże, które często zachowują większy reżim sanitarny niż sklepy, komunikacja miejska, a w niektórych aspektach nawet i szpitale, jak wspomniane wyżej kluby fitness? Itd. Skandaliczne są w tym kontekście zachowania rządzących, którzy za nic mają kolejne protestujące grupy społeczne, również te, które głosowały w większości na PiS, jak choćby rolnicy. Pełzający lockdown wraz z wprowadzanym, kuchennymi drzwiami, stanem wojennym, nabiera tempa. Miejmy nadzieję, że do czasu! Protesty trwają. Kolejna szansa już 11 listopada, kiedy, świętowanie nie ograniczy się tylko do kwestii historycznych, bo cóż nam po najpiękniejszych wspomnieniach, kiedy wolność odbierana jest ludziom w tak spektakularny sposób przez tych, którzy mieli ją podobno umacniać? Władza postanowiła „uciec do przodu” i wprowadzając kolejne obostrzenia, udawać, że coś robi. Pewnie z badań wyszło im, że opinia publiczna tego właśnie oczekuje. Pojawił się nawet projekt lewicy, która chciałaby karać wszystkich próbujących kwestionować istnienie pandemii. To przecież straszna myślozbrodnia, a kaganiec cenzury świetnie komponowałby się z tymi, które już ludziom nałożono. To nie dziwi, bo u marksistów zawsze w tle „poprawiania ludzkości” są jakieś obozowe druty.

Mam tylko nadzieję, że wkrótce ruszy pozaparlamentarna komisja, podobna do tej u naszych zachodnich sąsiadów, która wypunktuje wszystkie te działania, zaniechania i jawne zbrodnie na narodzie, jakich dopuścili się dotąd rządzący. To może być bardzo długa lista, tym bardziej, że ona się wydłuża teraz codziennie i to coraz szybciej. Paradoksalnie, wciąż mamy mniej zgonów niż w latach ubiegłych, a we wrześniu było ich o 1000 mniej niż w tym samym miesiącu 2019, ale wkrótce zacznie tych śmierci, dodajmy – całkowicie bezsensownych śmierci, przybywać. Bynajmniej, wcale nie z powodu „pandemii” koronawirusa, ale odejścia z tego świata ludzi, którzy dłużej już przekładać zabiegów ratujących życie nie mogą. Można spodziewać się też fali samobójstw, bo nie każdy wytrzyma kolejny lockdown rujnujący już do końca wiele firm, które próbowały się jeszcze jakoś pozbierać po tym, co Rząd zrobił im wiosną. Dlatego też tak pilne było dla formacji rządzącej uchwalenie ustawy „bezkarność plus”, która dałaby nadzieję politykom, urzędnikom i służbom mundurowym, że wywiną się z tej kabały w miarę bezpiecznie. Próby będą ponawiane…

Kolejny bubel ustawowy?

Rząd szumnie zapowiedział „ustawę maseczkową”, zwaną też „covidową”. Nowy akt prawny wprowadza m.in. bezkarność i podwójne wynagrodzenia dla lekarzy zaangażowanych w „pandemię”. Jest szansa, że będzie on podobnie niekonstytucyjny, jak obecne rozporządzenia, ale jako że istnieje w naszym prawodawstwie, a w zasadzie praktyce prawa, domniemanie konstytucyjności ustaw, należ najpierw złożyć wniosek i poczekać na ewentualne orzeczenie Trybunału. To może potrwać kilka lat, znając historię orzekania przez ten organ, więc tutaj raczej nie liczyłbym na jakieś szybkie zmiany. 

Smutek i przygnębienie

Patrzę na twarze ludzi i czasem rozmawiam o tym co się dzieje, choć to nie łatwe, bo nie każdy ma na to ochotę. Widzę w ich oczach zwykle to samo – smutek i przygnębienie. Może nawet nie z powodu złej sytuacji ekonomicznej, bo większość jeszcze sobie jakoś radzi, ale zamordyzm, a w zasadzie namordyzm i opresja państwa, zrobiły już swoje. Noszenie kagańca dla świętego spokoju, głównie z obawy przed mandatem, czy nawet ze szlachetnych pobudek, jak wolą niektórzy, na przykład z miłości do bliźniego, którego, jak im się wydaje, w maseczce zarazić nie mogą, stanowi jednak dyskomfort. Nie tylko zdrowotny, ale głównie psychiczny. Każdy, nawet średnio rozgarnięty człowiek, ma przecież świadomość, że coś się nagle zmieniło i to raczej nie jest kierunek dobry. Nie ma znaczenia, czy ktoś wierzy oficjalnym statystykom i czy zna stanowisko lekarzy myślących inaczej, niż dyżurni „specjaliści” telewizyjni. Opresja jest dojmująca i widoczna gołym okiem. W moim przekonaniu, niektórzy właśnie dlatego atakują antymaseczkowców w komunikacji miejskiej czy sklepach. Czasem dochodzi do bandyckich napadów z udziałem policji. No, bo skoro ja muszę nosić to paskudztwo, czemu ktoś inny ma mieć lepiej? Przecież to niesprawiedliwe! Od takiego myślenia tylko krok do wyzwisk i rękoczynów, a władza zaciera ręce. Policja staje się zbędna, bo od teraz już „obywatelska troska” załatwi sprawę. Kiedyś, za komuny, popularne było hasło: „Obywatelu, pomóż milicji, pobij się sam!” Być może wciąż będzie aktualne… 

Ludzie jednak w końcu poznają prawdę. Straszyć można długo, ale nie bez końca. Podobnie, jak to mądrze ujął Abraham Lincoln: 

„Można oszukiwać wszystkich ludzi przez pewien czas, a część ludzi przez cały czas, ale nie da się oszukiwać wszystkich przez cały czas.”

Related posts
PolemikiSportZdrowie

Czy sportowcy dali się wykorzystać?

17 Mins read
Kto najbardziej efektywnie przyczynił się do rozpropagowania „skutecznych i bezpiecznych eliksirów”?
EkonomiaPrawoUbezpieczenia

Kolejny skandal w PZU! Kto zjadł tort?

9 Mins read
PolemikiZdrowie

Covid zamordował grypę!

14 Mins read